IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj

 

 Fanfiction: Regional 12

Go down 
AutorWiadomość
Kyuuri

Kyuuri


Liczba postów : 313
Dołączył : 24/07/2019

Fanfiction: Regional 12 Empty
PisanieTemat: Fanfiction: Regional 12   Fanfiction: Regional 12 EmptyCzw Sie 08, 2019 5:33 pm



Rozdział I: Początek nowej drogi


Sama nie wiedziała od kiedy tu była. Stulecia w końcu zlały się w jedno i przestała liczyć upływający czas. Przez lata widziała jak zmienia się świat. Obserwowała wojny, upadki i powstania wielu regionów. Poznała wiele sposobów na śmierć sama jej jednak nie doświadczając. Uwięziona w wiecznie młodym, niestarzejącym się ciele sama nie mogła umrzeć. Mogła być postrzelona, cięta ostrzem na wylot, przecinana na pół, czy rozrywana przez wybuch lub upadek. Zawsze jej ciało wracało do normalnego stanu, a ona nie czuła bólu jaki był jej zadawany. Również pokemony nie były w stanie jej pomóc. Jakiegokolwiek ataku by użyły nic to nie dawało. Jedynymi efektami było spalone lub podarte ubranie. Nawet sam Arceus nie był w stanie jej pomóc. Każdy zadany przez niego nie przynosił żadnego efektu. Pogodzona z faktem, że prawdopodobnie nigdy nie zazna ukojenia jakie może nieść za sobą jedynie śmierć postanowiła zająć się badaniem pokemonów. Poznała dzięki tamu kilka ciekawych faktów. Jedną z ciekawostek jest zabawny fakt, że legendarne stworzenia wcale nie są pojedynczymi osobnikami i tak jak każde inne mają swą błyszczącą odmianę. Oczywiście samo spotkanie któregokolwiek z nich było znacznie trudniejsze od zdobycia mistrzostwa ligi i pokonania championa każdego regionu samymi Magicarpiami ale było możliwe. Żyją w całkowitych odosobnieniach bo ich wielka moc może przypadkowo zniszczyć sporą część regionu w którym przebywają. Tutaj była do nich bardzo podobna. Miała wiele powodów by stronić od innych ludzi i wcale nie chodziło jedynie o jej nieśmiertelność. Już sam jej wygląd mógł budzić niepokój u innych. Skórę miała bowiem tak bladą, że z marszu można by ją uznać za osobą chorą lub o zgrozo martwą. Nie pomagało w tym wcale to, że gdyby ją zbadać nie wyczułby się ani tętna, ani bijącego serca. Miała też inne dziwności. Jej normalnie zielone oczy mogły w każdej chwili stać się czerwone, a wtedy wystarczyło jedno spojrzenie na dowolną osobę by widziała jej imię oraz czas życia jaki jej pozostał. Nie można też zapomnieć o tym, że gdy tylko tego zapragnęła z jej pleców wyrastała para wielkich, czarnych skrzydeł o piórach podobnych do kruczych. Lubiła latać, wtedy czuła się naprawdę wolna i spokojna ale rzadko mogła to robić niezauważona przez nikogo, a wzbudzanie paniki wśród miejscowej ludności nie było w jej stylu. Zresztą i tak od kilku dekad żyła ze stadem Mightyen w niewielkiej jaskini w lesie Petalburg Woods. Większość trenerów z okolicznych osad wolała się nie zapuszczać bardziej w głąb i trzymać się wyznaczonych dla trenerów ścieżek by uniknąć zgubienia lub spotkania z mniej przyjaznymi stworzeniami. Jej życie przebiegało spokojnie i monotonnie ale ostatnio dopisywał jej szczególnie dobry humor. Mightyena z którą się najbardziej przyjaźniła doczekała się niedawno piątki szczeniaków. Były to urocze szare kuleczki którymi już od pierwszych dni pomagała się zajmować. Wszystko zmieniło się pewnego dania. Jak co dzień wróciła do jaskini z koszykiem wypełnionym jagodami i innymi smakołykami, które zamierzała zjeść razem ze swoimi futrzanymi przyjaciółmi. Tak naprawdę nigdy nie odczuwała głodu, a jej organizm nigdy sam z siebie nie potrzebował jedzenia ale nie potrafiła odmówić sobie tej przyjemności.
- Hej kochani już jestem – zawołała wchodząc do jaskini.
Koszyk wypadł jej z rąk, a jagody rozsypały się po ziemi. Ona jednak to zignorowała wpatrzona w krwawą scenę przed nią. Wszystkie Mightyeny były martwe z wyraźnymi śladami brutalnej walki na sobie. Już wcześniej zdarzało się, że ktoś łapał któregoś z członków jej stada ale było to coś co mogła tolerować. W końcu była to część życia. Trenerzy ciągłe szukali nowych stworków do trenowania. To co jednak teraz widziała było niczym innym jak rzezią. Żadne z nich nie zostało złapane. Wszystkie były zamordowane w bestialski sposób. Ktokolwiek stał za atakiem miał na celu celowe pozbawienie ich życia. Nie wiedziała jaki czas stała otępiała bez ruchu czując jedynie narastającą w niej złość. Z otępienia w które popadła wyrwało ją dopiero ciche skomlenie. Nie zwlekając ani chwili rzuciła się do miejsca z którego dobiegał odgłos. Najmniejsza i najsłabsza Poochyena wciąż żyła choć widać było, że jest poważnie ranna. Wiedziała co musi teraz zrobić. Musi pójść do Centrum Pokemon. Choć stroniła od kontaktów z ludźmi nie mogła pozwolić by przez to ktoś cierpiał. Ostrożnie wzięła ją na ręce i ruszyła.

Oldale Town było najbliższym miasteczkiem z lecznicą więc tam skierowała swe kroki. Była to jedna z mniejszych miejscowości w regionie i zwykle służyła bardziej za punkt orientacyjny dla początkujących trenerów. Minęła w pośpiechu grupę chłopców obserwujących walkę Treecko z Lotad'em.i wbiegła do budynku z czerwonym dachem. Kilka Chansey od razu przybiegło do niej z noszami, a siostra Joy od razu wzięła ją na bok. Spodziewała się pytań o stan Poochyany ale pielęgniarka bardziej zainteresowała się nią. Westchnęła. Właśnie dlatego unikała szpitali. Trudno było ukryć jej chorobliwie bladą cerę choć była zupełnie zdrowa. Przynajmniej jeśli idzie o normalne standardy. Zaczęła więc opowiadać o tym jak znalazła małą wilczycę w takim stanie. Powiedziała wszystko zgodnie z prawdą pomijając jedynie wspomnienie o tym jak długo mieszkała z zaprzyjaźnionymi pokemonami. To nic nie znaczyło w tej sytuacji, więc powiedzenie „jakiś czas” zupełnie wystarczyło. Joy nie drążyła ale na jej twarzy dostrzegła przebiegający wyraz przerażenia. To skłoniło czarnowłosą do kontynuowania rozmowy.
- Pani coś wie, prawda? - zwróciła się do pielęgniarki.
- Mogę tylko podejrzewać co stało za tym okrutnym czynem ale nie mogę tego stwierdzić z całą pewnością – miała wrażenie, że Joy chce wykręcić się od ego tematu – Jednak jeśli moje domysły są słuszne to zaczyna to się robić coraz bardziej przerażające i powszechne.
- Co robić? Kogo pani podejrzewa? - jeśli ktoś myślał, że odpuści stojącej za tym okrutnym czynem to się mylił – Może jeszcze jest szansa na zatrzymanie winnych przez policje.
- To naprawdę nie jest coś o czym mogę rozmawiać – nerwowo rozejrzała się wokół i jakby dla jej uciechy drzwi się otworzyły i wszedł trener z poobijanym Lotad'em w którym rozpoznała stworka walczącego wcześniej z Treecko. Nie był poważnie ranny i wystarczyłby mu pojedynczy potion by stanął na nogi ale widocznie ten pretekst wystarczył by pielęgniarka przerwała rozmowę. Na odchodnym wcisnęła jej tylko klucze do pokoju na piętrze w którym mogłabym przenocować.

Przez kilka następnych godzin leżała w łóżku wpatrując się w sufit. Nie spała ale wcale nie dlatego, że przez natłok emocji nie mogła zmrużyć oka. Ona nigdy nie spała. Po prostu nie umiała wprowadzić się w ten stan. Zwykle spędzała ten czas pośród aktywnych nocą stworków ale teraz musiała tu zostać dla Poochyeny. By zabić czymś czas zaczęła czytać książkę o Mr. Mine jako seryjnym mordercy. W sumie zawsze sądziła, że w tym pokemonie jest coś dziwnego.  To właśnie wtedy, gdy była pochłonięta lekturą w pomieszczeniu pojawiła się dziwna postać. Nie weszła, nie wleciała nie nie teleportowała się. Po prostu pojawiła się pośrodku pomieszczenia w którym się znajdowała. Nie przypominała wyglądam ani człowieka, ani pokemona. Była to wysoka, dwumetrowa postać o posturze humanoida, długich czarnych kończynach oraz niezwykle bladym korpusie jak i twarzy. Nie zapominając o kościstych, długich porożach wystających z jego głowy oraz długim czarnym ogonie zakończonym delikatnym pędzelkiem. Jedynak tym co najbardziej przykuwało jej uwagę była bara skrzydeł wystająca z pleców istoty. Identycznych do tych, które mogła i ona w każdej chwili sobie przywołać. Była tak zaintrygowana tym podobieństwem, że delikatnie wstała i powolnym krokiem podeszła do przybysza. Miała nadzieję, że dowie się od niego kim jest.
- Wreszcie się spotykamy Namido – powiedział przybysz melancholijnym jakby nieobecnym głosem.
Uniosła jedną brew w górę w geście zdziwienia. Przez długi czas swojego życia miała różne imiona, które co jakiś czas zmieniała. Czasami jej się zwyczajnie nudziło, czasami musiała zmieniać tożsamość bo zbyt długo żyła w jednym miejscu pod niezmiennym mianem co w połączeniu z jej nieśmiertelnością było kłopotliwe. Nigdy jednak nie przybrała imienia „Namida”. Jej obecne brzmiało Crimson.  
- Co mam przez to rozumieć? - spytała – I dlaczego nazywasz mnie Namidą?
Coś w tej istocie ją przyciągało i nie były to wcale ani skrzydła ani blada podobna do jej cera. Było to po prostu coś znajomego. Nieznane dotąd uczucie przez które poczuła więź z przybyszem.
- Bowiem to jest twoje prawdziwe imię. Imię, które nadano ci w dniu twych narodzin. Miano przekazać ci je dużo wcześniej ale nastąpiły komplikacje – odpowiedział jakby przepraszająco – Niestety teraz nie mam czasu na wyjaśnienie wszystkiego. Streścimy więc to co najważniejsze, a na wszelakie pytania odpowiem przy innej okazji. Jestem Kakoho i od teraz co jakiś czas będę.. z braku lepszego słowa.... nawiedzał by przekazywać ci instrukcje.
- Instrukcje do czego? - spytała marszcząc brwi.
Miała za dużo pytań by wybrać te najważniejsze, więc postanowiła na razie normalnie kontynuować rozmowę mając nadzieję na dowiedzenie się jak najwięcej. Obecny temat może i nie dotyczył tego co chciała wiedzieć najbardziej ale ostatnie zdanie wypowiedziane przez istotę ją zaintrygowało. Nigdy nie była przez nikogo instruowana. Chodziła własnymi drogami omijając jak się tylko da wszelkie organizacje i ugrupowania.
- Do misji w której celu nadal jesteś na ziemi. Jak mówiłem wcześniej nasze spotkanie mogło nastąpić dekany temu ale coś poszło nie tak jak powinno.
- „Coś” czyli co? – dociekała.
- To nie jest takie łatwe do wyjaśnienia – odrzekł – Musisz wiedzieć, że świat nie jest taki się wydaje. Są ludzie chcący i mający ku temu realne możliwości, którzy nie poprzestaną dopóki nie zdobędą władzy absolutnej nad tą planetą i nie ustanowią własnych zasad.
- Masz na myśli terrorystów? - była trochę zniesmaczona tym, że nie może otrzymać prostej odpowiedzi.
- Kogoś więcej. Terroryści z założenia są źli i chcą chaosu ale nad większością z nich stoją właśnie tacy o których teraz mówimy. Osoby taki w bardzo korzystny dla siebie sposób ustawiają scenariusze wydarzeń tak by nikt, nawet sami złoczyńcy nie zorientował się kto tak naprawdę pociąga za sznurki.
- Ok to korupcja na dużą skale – zgodziła się - ale co to ma wspólnego ze mną?
- Bo tylko ty możesz ich powstrzymać – odpowiedział Kakoho.
- Dlaczego akurat ja? Czy to nie robota służb ochronnych – żechneła się.
- Niestety nie mogą – westchnął Kakoho – są już tak zinfiltrowane, że nie potrafią rozróżnić prawdziwego zagrożenia. Ty zaś jesteś jedną, która może to zrobić w sposób w miarę dyskretny i bezpieczny. Na pewno jesteś świadoma tego, że posiadasz umiejętności wykraczające poza ludzkie i wcale nie mówię tu o nieśmiertelności.
- No tak mogę przywołać sobie skrzydła jak i osobliwym wzrokiem stwierdzić jak ktoś ma na imię i jak długo będzie żył – powiedziała po głębszym namyśle – ale co to ma wspólnego z tym wszystkim.
- Bowiem to dzięki wzrokowi będziesz mogła ocenić kto jest jedną z poszukiwanych osób. Bowiem z pewnych przyczyn, których na razie nie wolno mi zdradzać nie będą widoczne ci ich imiona, ani długość życia. Musisz jednak się dowiedzieć jak się nazywają, a następnie wpisać ich personalia do notatnika.
- Do notatnika – powtórzyła ostrożnie – Mam po prostu poprosić ich o autograf i to załatwi sprawę?
- Nie do zwykłego notatnika ale do Death Note. Osoba, której imię zostanie tam wpisane umrze po czterdziestu sekundach na zawał lub dowolnie opisany inny sposób. Musisz tylko pamiętać by był możliwy do wykonania w danej sytuacji.
- Cóż ja nie mam takiego śmiertelnego notesu – odparła sama nie widząc co myśleć o tej sytuacji.
- Ależ masz – upierał się Kakoho – Jest przypisany do twojej duszy. Skup się a pojawi się w twych dłoniach.
Namida choć była do tego sceptycznie nastawiona zrobiła co jej radzono i ku jej zdziwieniu w jej rękach faktycznie pojawił się czarny notes z eleganckim białym napisem na okładce.”Death Note”.
- Ok. Powiedzmy, że wiem już co mam robić – powiedziała po krótkim namyśle – Nie wiem jednak dlaczego mam to robić.
Kakoho spojrzał na nią uważnie.
- Właściwie nie musisz nic robić ale jeśli nie podejmiesz się tego zadania świat będzie coraz gorszym miejscem do życia. Wim, że to co oświadczyłaś przez lata wzbudziło w tobie niechęć do ludzi ale jeśli nie dla nich zrób to dla pokemonów. Zrób to dla stada niewinnych Mightyen i Poochyen, które zostały bestialsko zamordowane specjalnie dla wypełnienia ich planów.
- Ale jak to mogło komuś jakoś służyć. One wszystkie żyły dziko z dala od osad ludzkich – krzyknęła podrywając się z miejsca czując jak wzbiera w jej nienawiść.
- Jeśli się zdecydujesz ich pomścić w swej wędrówce spotkasz wiele działań, które nie mają sensu dla osoby postronnej ale niewątpliwie będą ważne w planach tych, którzy pociągają za sznurki. A jest ich co najmniej po dwunastu w każdym z regionów i dopóki wszyscy nie zostaną wyeliminowani  Jak już to się stanie my bogowie śmierci spełnimy twoje największe pragnienie i zabierzemy cię ze świata żywych.
To ostatnie zdanie połączone z pragnieniem zemsty sprawiło, że zgodziła się na to zadanie.

Ich rozmowa trwała jeszcze kilka minut i dotyczyła sposobów w jakie ma podjąć się swojej misji. W końcu uznała, że najwygodniej będzie jej udawać zwykłego trenera by swobodnie bez większych trudności podróżować nie zostając długo w tym samym miejscu. W związku z tym jej pierwszym celem podróży została niewielka miejscowość Littleroot Town. Tam miała się spotkać z profesorem Birchem i odebrać swą kartę trenerską oraz niezbędny zestaw jakim był pokedex i pokeballe. Nigdy nie była zwolenniczką przetrzymywania stworków w zamknięciu ale bez tego nie będzie mogła legalnie używać ich w walkach o odznaki lub potyczkach ligowych. Jeśli chodzi o startera to Poochyena również zdecydowała się jej towarzyszyć w te misji. Tak więc kilka dni po tym jak doszła już do siebie obie ruszyły ku swemu przeznaczeniu drogą sto pierwszą.  

----------------------------------------------------------------
Tak, więc to mój pierwszy rozdział. Owszem jest to delikatny crossover z Death Note na nieco zmienionych zasadach. Pytanie brzmi czy chcecie to czytać dalej lub tego bym zrobiła zapisy dla waszych OC?
Powrót do góry Go down
 
Fanfiction: Regional 12
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
PokeKingdom :: Twórczość graczy-
Skocz do: