IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj

 

 Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower.

Go down 
2 posters
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Chmurek

Chmurek


Liczba postów : 1058
Dołączył : 27/02/2019

Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. Empty
PisanieTemat: Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower.   Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. EmptyCzw Cze 20, 2019 12:10 pm

Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. Tumblr_njmmvgQjtQ1s4hjb0o1_400

Przemierzałaś sterylne, białe korytarze poziomu B-3 w towarzystwie stukotu własnych obcasów, który echem odbijał się od chłodnych ścian. Choć byłaś tutaj od miesięcy nie udało ci się zobaczyć nawet jeden trzeciej tej pływającej instytucji, a każda próba podejrzenia czegoś co znajdowało się w miejscu, do którego teoretycznie nie powinnaś mieć dostępu kończyła się burą i morderczym spojrzeniem innych pracowników. Z jakiegoś powodu ciężko im było cię zaakceptować. Niejednokrotnie słyszałaś szepty, kiedy laboranci wymienili między sobą uwagi na twój temat. Sztywna. Lizuska. Kujonka. Megalomanka. Słowa te nic dla ciebie nie znaczyły, a to jeszcze bardziej rozjuszało współpracowników, a tobie przyniosło nijako korzyść. Ze względu na niechęć załogi otrzymałaś od Wickie własne, niewielkie laboratorium i własne badania. Twoim zadaniem było zbadanie czy pokemony ewoluujące przy pomocy kamieni ewolucyjnych można zmusić do ewolucji innymi sposobami.
Właśnie na poziomie B-3, w laboratorium numer dwadzieścia jeden spędzałaś więc najwięcej czasu. Badania prowadziłaś na trzech Sunkernach, które przyleciały wprost z Johto, gdzie podobno zostały porzucone przez swoich trenerów. Nauczyłaś się już dystansu do otrzymywanych przez współpracowników informacji, dlatego nie dociekałaś czy tak naprawdę było. Do tej pory nie miałaś dowodów, aby ktokolwiek w Aether Foundation krzywdził pokemony w jakikolwiek sposób, a ich stan także na to nie wskazywał. Khuno rzadko oddalał się na ciebie, więc kiedy nie siedział zamknięty w swoim pokeballu, spędzaliście czas razem - ty pogrążona w pracy, on w śnie lub okazjonalnie na zabawie z Sunkernem, którego aktualnie nie badałaś.
Nie pamiętałaś kiedy ostatni raz widziałaś słońce, niebo czy prawdziwą, dziką trawę. Odkąd tutaj przybyłaś, nie opuściłaś budynku ani razu. Nikt nawet tego nie zaproponował. Stąd też twoje zdziwienie, kiedy podczas lunchu Wickie położyła przed tobą folder opatrzony napisem "Black Sunny Farm/Johto". Wyjaśniła, że dotarły do niej słuchy, iż na tej farmie żyją Gloomy które ewoluują bez użycia kamieni ewolucyjnych. Pod maską idealne uśmiechu dostrzegłaś rozgoryczenie, a może rozczarowanie, że być może ktoś już osiągnął rezultaty nad badaniem, które zostało powierzone tobie i po tobie oczekiwano wyników. Kobieta życzyła ci smacznego, dodając, że śmigłowiec będzie czekał przed wejściem dziś wieczorem. Jutrzejszy poranek miałaś powitać w Johto - regionie, który do tej pory znałaś jedynie z map.
Odgłos obcasów ucichł, kiedy stanęłaś przed pokojem dwadzieścia jeden i nacisnęłaś klamkę. Przywitało cię radosne zadowalanie Sunkerów, które spodziewały się, że wzmocnisz im światło lamp, które imitować miało światło słoneczne. Technologia była dopracowana, gdyż pokemony ani przez przez chwilę nie straciły energii, a im także nie dane oglądać było prawdziwego słońca. Usiadłaś na obrotowym krześle przed dwoma monitorami i spojrzałaś na efekty swoich badań - a właściwie ich brak. Przez cały czas studiowania tajemnicy ewolucji natknęłaś się jedynie na jeden przypadek wymuszania ewolucji i nie chodziło tutaj wcale o pokemona, który potrzebuje do tego celu jakiegokolwiek przedmiotu. Team Rocket stworzył urządzenie, które emitowało fale dźwiękowe o konkretnej częstotliwości mające wywołać przemianę. Plan okazał się sukcesem, ale nie zakładał, że wyewoluowane pokemony oszaleją i jednym sposobem na ich uspokojenie będzie wieczne uwięzienie w pokeballu lub po prostu śmierć. Szaleństwa nie można było cofnąć.
Khuno wskoczył na blat biurka i spojrzał na ciebie uważnie. Widział, że coś cię trapi. Położyłaś przed nim otrzymany folder z informacjami, do którego nawet nie zajrzałaś. Pokemon przyjrzał mu się nie ufnie i ugryzł jego róg.

Nie myśl proszę, że zmieniam ci region czy coś, ale myśląc o twojej przygodzie wpadłem na pomysł, który wymagać będzie kilku podróży po różnych regionach, ale docelowo historia rozgrywać będzie się w Aloli. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko <3

@Stella
Powrót do góry Go down
Stella

Stella


Liczba postów : 348
Dołączył : 13/06/2019

Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. Empty
PisanieTemat: Re: Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower.   Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. EmptyCzw Cze 20, 2019 4:51 pm

___Nie przeszkadza mi to nic a nic, będzie nawet ciekawiej~
___I przy okazji przepraszam za cegłę, zdałam sobie sprawę z rozmiarów tego posta dopiero jak zakończyłam go pisać ;-;

___Aether Paradise miało coś, czego nie posiadała Unova, Uniersytet w Castelia City, hala gimnastyczna ani blask fleszów najlepszych wybiegów w Nimbasie. Coś, co było po części ambicją, wysokimi oczekiwaniami oraz poczuciem spełnienia w takiej zgrabnej formie, która odpowiadała Stelli. Przezornie nie dawała Fundacji dziesięciu punktów na dziesięć, ponieważ była tu trochę ponad dwa miesiące i nie zdążyła poznać jeszcze wszystkiego – a życie lubi zaskakiwać. Jej dzień zaczynał się rutynowo. Pobudka o piątej – potem rozgrzewka, lekkie śniadanie, ćwiczenia i prysznic, by punktualnie przed ósmą z kawą w dłoni pojawić się w laboratorium. Badania zajmowały większość jej dnia, a w przerwie na lunch, obiad i kolację, gdy uporała się z posiłkiem, lubiła w trakcie godzin dla siebie pospacerować po terenie Aether. Zajrzeć do dostępnej stażystom części archiwum, pytając o to i owo, sprawdzić, czy dzieciaki z Aloli odwiedzające budynek przypadkiem nie rozrabiają oraz z Khuno u boku ocenić jak mają się pokemony w specjalnym ogrodzie czyli ogółem, nieintencjonalnie działać reszcie na nerwy. To co dla niej było normą, dla reszty było wychodzeniem przed szereg. W południe wracała do swojego laboratorium, siedząc tam przeważnie do wieczora a zdarzało się jej być tam i do samego rana. Przed snem w swojej kwaterze jeszcze się rozciągała, jeszcze poćwiczyła, by po prysznicu sprawdzić wiadomości na służbowym laptopie oraz przekartkować raporty, porządkując badania, wykresy i zadania na następny dzień.
___Życie trudne, lecz nie nudne.
___Od pierwszych swoich dni tutaj Stella podchodziła do wszystkiego poważnie. Gdy zakończyła to co miała zrobić, zabierała się za coś innego. Czytała książki, obserwowała pokemony, jeśli czegoś nie rozumiała, prosiła o wyjaśnienia bardziej doświadczonych przełożonych. Z początku, jak większość stażystów nim oficjalnie rozpoczęła pracę nad poważniejszym projektem, musiała też wypełniać klasyczne obowiązki z kategorii przynieś, podaj, pozamiataj. Nosiła nawet ten biały, obcisły strój ze złotymi akcentami, przypominający jej gimnastyczne uniformy, gdyż uszyto go z podobnego materiału. Dość szybko wykazała się w swoich zajęciach. Dość szybko zwróciła na siebie uwagę przełożonych. Dość szybko zraziła do siebie pozostałych stażystów. Widocznie za wcześnie i za dobrze sobie radziła z pracą, skoro z czasem jej plan zajęć się zmienił i towarzyszyła większości bardziej doświadczonych stażystów i pracowników w ważniejszych badaniach. A później, gdy po raz piąty ktoś odmówił udostępnienia jej dokumentów, nad którymi mieli wspólnie pracować, Wicke znalazła dla niej własny kąt i osobne badania – ku jej i pozostałych korzyści. Stella z pewnym niesmakiem myślała o pracownikach Aether Paradise, zwłaszcza tych najniższego szczebla. Ponieważ sama zaczynała jako taki i wykazała się na tyle, by uzyskać niewielką promocję, mogła mieć pewność, że trafi na języki pozostałych. W końcu nikt, kto się wyróżnia nie ma w życiu za łatwo. Osoby bez ambicji, zadowolone z samego faktu pracy w tym ośrodku i poprzestające na tym, stanowiły niestety większość typowej populacji ludzkiej w Fundacji. Widząc, jak ktoś coś osiąga, zamiast czuć motywację i determinację do usprawnienia własnej pracy, bluzgali niechęcią, zarzutami, próbując zrównać ją do ich poziomu. A figa. Panna Morozov ani razu nie została skarcona przez wyższych rangą od siebie za to, że wchodzi do otwartych pomieszczeń, pyta i przygląda się innym badaniom. Uczyła się. Była głodna wiedzy, interesowała się czym zajmuje się Aether Paradise, co przekładało się na jej wzrastający status i zdolności, co góra, najwyraźniej, doceniała. Za to pracownicy z którymi zaczęła staż, już nie. Może nie potrafili wyjść przed szereg, może chcieli, lecz nie mogli, ale Stelli to za grosz nie obchodziło. Nikt z nich nie nadawał się na wartościowego rozmówce do wymiany poglądów ani jako osoba do porządnej współpracy. To, że uporządkowała swoje priorytety, działało im na nerwy. Oczywiście, że słyszała szepty. Widziała nieprzyjemne spojrzenia, zaciśnięte pięści, słyszała złośliwe parsknięcia – nie robiła sobie nic z tego, acz z drugiej strony, bawiło ją to odrobinę. Nie mają nic innego lepszego do roboty niż rozmawianie o jej osobie – czyż to nie znak, że ma własny Fan Club?
___Nic też nie mogło dać im lepszej pożywki niż wizyta Wicke podczas jej samotnego lunch'u. Stella uniosła brwi pytająco na widok dokumentów, a kobieta szybko wyjaśniła jej o co chodzi. Uśmiechnęła się uśmiechem, spod którego biło coś gorzkiego i odeszła wzywana przez swoje obowiązki, żegnając się. Czyżby o to okazało się, że ta przemiła postać o matczynej cierpliwości, powtarzająca, że błędy się zdarzają, wyrozumiała wobec długich procesów badawczych, stała się nagle pełna rozczarowania w stosunku do swoich pracowników? W stosunku do niej? Co za niepożądana niespodzianka. Jednak czy na pewno Stella powinna tak to odebrać? Wicke była zdecydowanie najsympatyczniejszą osobą w całym Aether Paradise. Jak nikt inny zajmowała się pokemonami oraz pracownikami, z pełną wyrozumiałością rozumiejąc, że pewnych rzeczy nie da się przyśpieszyć albo zatrzymać. Ba, jej wyrozumiałość zakrawała o pobłażliwość wobec niektórych, ale to już nie była sprawa Morozov. Skąd ten uśmiech? Czy to nie było troszeczkę podejrzane, że dając jej osobne zadanie – badanie ewolucji pokemonów – już jest rozczarowana brakiem wyników? Na miłość Arceusa, dali jej osobne laboratorium jakieś dwa tygodnie temu, a to projekt na miesiące, jak nie lata badań... Nie, to nie było w stylu Wicke, ten uśmiech był czymś w rodzaju przekazu – nie wiedziała, co znaczył, ale postanowiła mieć się na baczności.
___Gdy skończyła posiłek, zabierając ze sobą dokumenty, zdawało się jej, że usłyszała kilka chichotów. Pewnie już parę osób wiedziało o jej wyprawie do Johto i odebrały to jako karę. Ah, naiwni. Stella czasem im zazdrościła – życie w takiej ignorancji wydawało się lekkie i bezbolesne, gdy jest się nieświadomym jak wyrachowany potrafi być świat. Nie zaszczycając nikogo spojrzeniem opuściła pokój jadalny, kierując się do windy i do swojego laboratorium. Jak dobrze, że dostała swój personalny fartuch laboratoryjny, już nie musiała biegać w obcisłym wdzianku i czapce z daszkiem jak pozostali. Cichy stukot obcasów i jej własne myśli towarzyszyły jej w drodze do pomieszczenia z numerem dwadzieścia jeden. Otworzyła drzwi i pierwsze co usłyszała były odgłosy Sunkernów. W wielkiej, otwartej kopule skakały beztrosko trzy małe pokemony – niczego im nie brakowało. Spały na zielonej, świeżej trawie, miały dostęp do świeżej wody, zabawek i smakołyków, nie wspominając o tym, że od czasu do czasu Khuno miał ochotę się z nimi pobawić. Słoneczne lampy idealnie imitowały światło słoneczne... Prawie idealnie. To prawie tworzyło granice pomiędzy brakiem ich zdolności do ewolucji a spontaniczną zmianą formy. Lecz czy na pewno? Stella przyjrzała się pokemonom, po czym usiadła na krześle przy swoim biurku. Stworzenia wydawały się radosne, ich potrzeby zaspokojone, niczego im nie brakowało. Trenerzy, którzy je rzekomo je porzucili, nie potrafili wywiązać się ze swojej odpowiedzialności, choćby znalezienia im odpowiedniego domu lub opiekunów. Prawdopodobnie. Brakowało jej wskazówek, że Aether wykorzystuje pokemony w niehumanitarny sposób, ale też nie trzymała się mocno tej myśli, gdyż była tylko jedną z możliwości. Coś mogło się dziać kilka pięter niżej i dopóki nie trafi na poszlakę, za wcześnie było by miała wysnuć pierwsze wnioski. Póki co, Foundation było czyste jak łza – w jej głowie zrodziło się podejrzenie, że może to Faba – za plecami prezeski oraz współpracowników prowadził jakieś badania na własną rękę. Pasowałoby to do niego... Jeśli tak, to musiałaby zdobyć jego zaufanie, by wyjawił jej coś o swoim projekcie – ale by to zrobić musiałby uznać ją za sobie równą... Lub za idiotkę, którą swoim geniuszem zamierzał oświecić. Ta druga opcja, choć szalenie frustrująca, zdawała się być najbardziej możliwa.
___Hm... Johto. Gdy miała siedemnaście lat u Elesy pracował fotograf z Johto, a jakoś podczas jej trzecich zawodów najtrudniejszą przeciwniczką była gimnastyczka właśnie z tego regionu. Oprócz tego miejsce kojarzyło się jej ze swojskimi widokami i krainą składającą się z mniejszych miast, jakże różniącą się od wypchanej po brzegi metropoliami Unovy. Zmiana miejsca zrobi jej na dobre,  z chęcią przyjrzałaby się tym Gloomom. Przemknęło jej przez myśl, że może to Faba się na niej mści w jakiś sposób za to, że była świadkiem jego paniki... Z miejsca w którym była, nie mogła nic zrobić, więc najlepiej będzie, jeśli szybko i efektywnie upora się sprawą w Johto i powróci do swojego laboratorium. Wzrok Stelli padł na otwarte pliki na ekranach... Ewolucja nie była niczym prostym. Była złożonym procesem i każdy pokemon przechodził go w indywidualny sposób. Niektóre nawet w ogóle nie ewoluowały. Większość potrzebowała jakiegoś czynnika, czy osiągnięcia określonego poziomu, poznania konkretnego ruchu lub trzymania pewnego przedmiotu, którym nie zawsze był kamień ewolucyjny. Dopóki badania nie kłóciły się z jej moralnością i nie naruszali pewnej etyki, Stella nie miała nic przeciwko uczeniu się na ten temat, acz wymuszanie ewolucji było bardzo nie na miejscu. Już Team Rocket zdobył to niechlubne osiągnięcie i dziewczyna nie zamierzała brudzić sobie rąk podobnym zabiegiem. Wzrok dziewczyny znów padł na Sunkerny, dokazujące w swojej kopule – podkręciła nieco lampę słoneczną, by mogły w procesie fotosyntezy wytworzyć sobie lunch i nabrać sił. Jej wyniki, jej badania... To wszystko potrzebowało czasu. Jej teoria na temat spontanicznej ewolucji pokemonów, wymagających do tego kamieni, pewnie leży gdzieś na biurku u Faby i zbiera kurz. Jak dobrze, że wysłała mu także maila i zachowała kilka kopii owego papieru – jeśli okaże się, że jej podejrzenia są prawidłowe, nikt nie będzie sobie mógł ich przywłaszczyć. Stella prosiła o możliwość sprawdzenia swojej tezy, która opierała się na tym, że tylko pokemony są w stanie skoncentrować energię o odpowiedniej formie i częstotliwości, która skłania inne pokemony do ewolucji. Niekoniecznie była do tego zdolna znana im technologia. Tak jak Sunkerny potrzebują Sun Stone, kamienia słonecznego do ewolucji – istnieją pokemony, znające ruch Sunny Day oraz Morning Sun, Solar Beam czy Weather Ball, czyli mające zdolność kumulowania i przekazywania mocy słońca. Jeśli tylko istniałaby możliwość, nadania tej mocy odpowiednich wibracji i formy odpowiadającym kamieniom, ewolucja w teorii byłaby możliwa. Stella otworzyła plik z rezonansem kamienia słonecznego – przeprowadzono tu wszelkie badania z tym czerwonym kamykiem, od jego twardości, przez kolor, wydawaną częstotliwość oraz skład mineralny. Widziała podobieństwo w jego mocy z ruchem Solar Beam, lecz w kamieniu ta moc była skoncentrowana i uśpiona, podczas gdy pocisk słoneczny był niebezpieczny i rozproszony. Dziewczyna wsparła głowę o ramię, wpatrując się w ekran. Niemożliwe było dostosowanie lamp do takiej częstotliwości, pomimo bardzo bliskiej amplitudy, ta forma była po prostu nieodpowiednia. Nieważne jak wysokie ustawi parametry żarówek, to zwyczajnie nie zadziała. W skrócie potrzebny był drugi pokemon, najlepiej znający ruch Solar Beam, stabilizator, przez który promień zmieniłby formę na energię słoneczną skrytą w Sun Stone, oraz pokemon ewoluujący przez ów kamień. W teorii oczywiście. Stella bardzo chciałaby to sprawdzić, bo jeśli okazałoby się, że jej instynkt naprowadził ją na dobrą drogę, w podobny sposób można by zbadać działanie pozostałych kamieni. Jeśli rozłożyć Sun Stone na czynniki pierwsze i oczekiwać, że w sztuczny sposób da się uzyskać odpowiednie bodźce potrzebne będą na to lata pracy...
___Vulpix wskoczył na biurko, przysiadając na blacie. Wpatrywał się w nią pilnie błękitnymi jak lód oczami, w których widziała odbicie swojego, ciemnego spojrzenia. Czekał spokojnie aż wróci, drzemiąc w rogu pomieszczenia na poduszce, a gdy dziewczyna weszła do laboratorium, wyraźnie zareagował na jej zamyślone spojrzenie. Stella położyła przed nim gruby plik z dokumentami, jeszcze nawet nieodpieczętowany. Jakby wyczuwając jej nastrój, ugryzł róg plastikowego folderu – nie wyrządził tym raczej papierom żadnej krzywdy, lecz dziewczyna delikatnie machnęła ręką i odsunęła go od niego o parę centymetrów. Po co wyżywać się w ten sposób, jak nic to nie da. Tak naprawdę, nie czuła frustracji, ani złości, ani żalu. Czuła jedynie pewną niechęć do sytuacji w której się znalazła. W ostatecznym rozrachunku dostała własne laboratorium, lecz była jedynie stażystką, może i ambitną stażystką, lecz dobrze wiedziała, że przełomowych odkryć nie robi się w dwa tygodnie. Nie dostała najnowocześniejszego sprzętu, o wszystkich swoich planach i potrzebnych przyrządach musiała informować górę oraz czekać na ich zgodę. Wygórowane oczekiwania wobec jej zdolności wydawały się być tu nie na miejscu, biorąc pod uwagę jej pozycję a zadanie godne prawdziwego naukowca. Jej ambicja z chęcią zmierzyła się z tym wyzwaniem, duma nie pozwoliła odpuścić, lecz dopiero teraz poczuła, że dano jej ograniczony limit czasowy, stanowczo za krótki jak na kogoś, kto w Aether Paradise jest od dwóch miesięcy. Nie zamierzała się nad tym rozwodzić, tylko dopiąć swego, jednak cała sytuacja, krótko mówiąc, miała niemiły zapach. Coś tu śmierdziało. I zachowanie Wicke, sztuczne i nie pasujące do kobiety wzbudziło jej podejrzenia. Albo ktoś bardzo  chciał, by na jakiś czas opuściła Foundation z mniej lub bardziej ważnych powodów, lub koniecznie chciano ją zaprowadzić na Black Sunny Farm. Istniała też opcja, że za dużo nad tym myśli, lecz Stella zbyt dobrze znała swoją wartość i zdolności, by miała zignorować próbę wyzysku i drobny szantaż pod tytułem „Zawiedzionych oczekiwań”. Pozostawała czujna, nie dając jednak po sobie nic poznać. Jak zawsze, nienaganna postawa, neutralny wyraz twarzy i opanowany ton, tak, taka była na co dzień, taka będzie i dzisiaj, ku zirytowaniu szepczących za jej plecami.
___Czy to nie uwłaczające dla natury ludzkiej, że gdy jednostka wybija się na tle innych, zamiast wzbudzić motywację oraz produktywne zacięcie u innych, rodzi to zawiść i niechęć? - zapytała retorycznie Stella białego liska, drukując jeszcze raz swój raport, w którym zawarła tezy oraz teorię odnośnie ewolucji i asysty drugich pokemonów. Drukarka cicho zabrzęczała, a dziewczyna sięgnęła po folder i w końcu go otworzyła. Jej oczom ukazał się schludny druk oraz kolorowe wykresy. - Uważa się za stosowne prowokować ową osobę i ściągnąć w dół i jest to powszechnie akceptowalne. Natomiast, jeśli ta jednostka zrobi błąd i zamiast się korzyć oraz popadać w zrezygnowanie, zmotywuje się do dalszego działania, jest to również pogardzane. - sięgnęła po kubek z już zimną kawą, by wypić ostatnie kilka łyków i odstawić puste naczynie obok monitora. - Według pozostałych powinno się ów błąd rozpamiętywać i nie móc o nim zapomnieć. Oni na pewno nie dadzą o nim zapomnieć, a bycie ponadto i dalsze próby rozwoju, wyciąganie wniosków z lekcji i nauka na błędach są, krótko mówiąc, oznaką arogancji. - westchnęła dziewczyna i uniosła spojrzenie na Khuno. Doskonale ją rozumiał i ona jego – może zabrzmi to jak jak cytat z pamiętnika przewrażliwionej nastolatki, lecz Stella faktycznie miała wrażenie, że jedyną istotą, z którą ma tak dobry kontakt jest lodowy pokemon. Reszta ludzi irytowała ją niezmiernie brakiem profesjonalizmu i ograniczonymi horyzontami, nie mówiąc o spaczonej naturze ludzkiej, którą napędza zazdrość. A nawet jeśli, Stella nie miałaby nic przeciwko temu, gdyby pracownicy Aether zazdrościli jej tak bardzo, że to by ich motywowało do rozwijania się na własną rękę, uczenia się i osiągania coraz to nowych rzeczy... Przydałaby się jej inteligentna rywalizacja. Ale po co mieliby robić coś tak ambitnego? Dalej będą myć Rhydony i zamiatać ich nieczystości z ogrodu, złorzecząc pod nosem na nią i nazywać ją lizuską, nie próbując wcale zmienić swojej sytuacji. Była i będzie  ponad to. - Wolę być arogantką niż nie wykraczać poza przeciętność i nie brać losu w swoje ręce.
___Zaczęła czytać. Pół godziny zajęło jej przeanalizowanie od deski do deski całego folderu i zrobienie kilku notatek myślowych na co musi zwrócić uwagę. Farma Gloomów miała zastosowanie, jak większość, w produkcji perfum, choć nie był to główny dochód owego miejsca. Johto... Stella zaczęła nawet cieszyć się na wizytę w tym regionie. Zerknęła na zegar. Do odlotu miała jeszcze kilka godzin, więc może podsumować parę rzeczy i według rozporządzeń w Aether, na czas swojej nieobecności przenieść Sunkerny do ogrodu, gdzie będą mogły przebywać z pozostałymi pokemonami. Włączyła odpowiedni plik i napisała sprawozdanie, załączając również powód nieobecności do bazy głównej, według wytycznych, opisała stan Sunkernów oraz przeprowadzone badania, dodając, od czego zamierza zacząć jak wróci i podejmie się kontynuacji.
___Dziś wieczorem, polecimy do Johto. - wyjaśniła Khuno. - Musimy zbadać pewne miejsce w tym regionie. - zapisała spokojnie wszystkie dokumenty za pomocą holograficznej klawiatury, po czym przyjrzała się krytycznie owym dokumentom. Masa papierologii... Przynajmniej Aether było na tyle ekologiczne, że korzystali z papieru czerpanego, zawsze mając kopię fizyczną i cyfrową większości dokumentów. - Żyją tam ogniste Vulpixy. Wieki temu, gdy ludzie z regionów jak Kanto i Johto osiedlili się w Aloli, Vulpixy i Ninetailsy były pierwotnie pokemonami typu ognistego. Z czasem zaadoptowały się do zimnych tempratur i środowiska górskiego na Lanakila i zmieniły się w pokemony lodowe. Prawda, Keokeo? - uśmiechnęła się kącikiem warg, zwracając się do Khuno w miejscowym narzeczu. Wiedziała o tej rasie kilka rzeczy, umiała wyszukiwać dane. Gdy wydrukowała wszystkie dokumenty, zapisała własne spostrzeżenia i wyłączyła sprzęt. Zamierzała zanieść Wicke pozostałe papiery a folder z dokumentacją odnośnie wyprawy do Johto oczywiście mieć ze sobą. Wstała od biurka, zabierając ze sobą kubek oraz potrzebne rzeczy, by następnie otworzyć kopułę z Sunkernami i wyłączyć lampy. Przykucnęła, podsuwając w ich stronę pudełko, gdzie spokojnie zmieści się cała trójka. - Przez kilka dni będziecie miały wakacje – będziecie bawić się w ogromnym ogrodzie z innymi pokemonami.
___Teraz tylko odstawić podskakujące bezsensownie wesoło nasiona do ogrodu, oddać dokumenty i pora przygotować się na wyprawę.
Powrót do góry Go down
Chmurek

Chmurek


Liczba postów : 1058
Dołączył : 27/02/2019

Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. Empty
PisanieTemat: Re: Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower.   Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. EmptyCzw Cze 20, 2019 9:41 pm

Odrobinę zmęczona odłożyłaś folder z informacjami z powrotem na biurko. Wyciągnęłaś z niego wszystkie informacje jakich potrzebowałaś. Ostatecznie nie było ich wiele, gdyż notatki które w nim znalazłaś były zlepkiem wycinków z gazet, dziwnych maili i w głównej mierze zdjęć. Znalazłaś także ulotkę reklamującą ranczo i jak podejrzewałaś sprzedaż perfum, ale ku twemu zdziwieniu także miodu. Byłaś przekonana, że Gloomy nie wytwarzają tego słodkiego, płynnego skarbu natury, a więc oznaczało to, że na farmie hodowane są nie tylko Gloomy, ale także inne pokemony. Może Combee?
Sięgnęłaś po pudełko, do którego zaprosiłaś rozbrykane Sunkerny. Wszystkie trzy zdążyły cię polubić i traktowały cię jak swojego trenera, a może jedynie opiekunkę? Cokolwiek to było, cieszyłaś się, że nie masz z nimi problemów, bo ułatwia ci to badania. Nasionka unisono zaśmiały się w zachwycie, kiedy wspomniałaś o ogrodzie i delikatnie posmutniały, kiedy dodałaś, że przez jakiś czas się nie zobaczycie. Otworzyłaś drzwi, wychodząc na korytarz i niosąc pokemony ku windzie. Khuno zeskoczył z biurka i przemknął pomiędzy uchylonymi drzwiami, nie zamierzając pozostawać sam na sam z pustym laboratorium.
W drodze ku windzie minęłaś dwóch innych pracowników, którzy jak zwykle cię zignorowali. Ty także nie trudziłaś się, aby ich pozdrowić. Jedno z nich, dziewczyna obrzuciła cię pogardliwym spojrzeniem, a jej towarzysz, młody szatyn, zrobił minę jakby przepraszał za koleżankę. Być może nie miał nic przeciwko tobie, ale zachowywał się jak reszta pracowników, aby się im nie narażać? Tchórz. To by go nie usprawiedliwiało. Stanie bezczynie i pozwolenie, aby niósł go nurt świadczy o braku charakteru.
Winda w kilka chwil zaniosła cię na piętro, gdzie pod ogromną kopułką znajdował się olbrzymi ogród. Początkowo sądziłaś, że dach zbudowany jest z tysięcy szyb, które oddzielają budynek od nieba. Wickie z nijakim rozbawieniem wyjaśniła ci, że te szyby to tak naprawdę cienkie ekrany, które wyświetlają niebo i słońce, obrazując jego ruch po nieboskłonie. Ekranny te emitowały także sztuczne promienie słoneczne, pozwalając na to, aby w ogrodzie rosnąć mogły drzewa, trawa i kwiaty, tworząc piękny ekosystem dla mieszkających w budynki fundacji pokemonów. Na środku ogrodu stała olbrzymia fontanna z czterema rzeźbami różnych form Oricorio, z którym lała się woda. Położyłaś pudełko na chodniku, a Sunkerny natychmiast nań wyskoczyły, podskakując w kierunku trawnika, na którym rosły czerwone kwiaty, wśród których latały malutkie, żółte Cutiefly.
- Stella! - usłyszałaś głos Wickie. - Spakowana?
Kobieta podeszła do ciebie dostojnym krokiem i uśmiechem na twarzy. Szczerym. Była sobą. U jej stóp dreptał Stufful uśmiechając się równie szeroko jak jego towarzyszka. Znałaś te pokemony na tyle, że wiedziałaś, że ich uśmiech był zdradliwy. Był pułapką na niedoświadczonych trenerów.
- Wybacz, że tak nieoczekiwanie wysyłam cię do innego regionu, ale pomyślałam, że chwila wytchnienia od białych ścian dobrze ci zrobi. A Johto jest takie piękne - rozmarzyła się, wzdychając. - Oczywiście to nie są wakacje, a wyprawa badawcza i oczekuję, że przewieziesz stamtąd ważne dla nas wyniki, które pomogą w twoich badaniach - dodała. - Ale ... co to? - pochyliła się ku tobie, dotykając ramiona jakby chciała zdmuchnąć z niego niewidzialny pyłek. - Nie kręć się po ostatnim piętrze - wyszeptała. - Otworzysz złe drzwi, a przypłacisz za to życiem. Faba ... - urwała, na dźwięk zbliżających się kroków. - Będę za tobą tęsknić Vulpix - powiedziała na głos, klękając i wyciągając rękę ku zaskoczonemu Kuhnowi. Pokemon odskoczył w tył, jeżąc grzbiet.  
Trzech pracowników w towarzystwie Pikachu przeszło obok, patrząc z politowaniem na Wickie co było miłą odmianą. Przeważnie to spojrzenie było zarezerwowane dla ciebie. Kiedy was minęli, usłyszałaś jeszcze jak chichoczą.
Wickie wstała, pośpiesznie prosząc cię, abyś nie zapomniała się spakować i nie spóźniła się na helikopter, gdyż pilot miewa humory. Zachowywała się nieco dziwnie. Spojrzałaś w górę ponad ramieniem kobiety. Kamera wisząca na jednym z wysokich drzew skupiała się dokładnie na was. Faba? A może urządzenie cały czas skierowane było w tę stronę?
Powrót do góry Go down
Stella

Stella


Liczba postów : 348
Dołączył : 13/06/2019

Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. Empty
PisanieTemat: Re: Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower.   Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. EmptyPią Cze 21, 2019 12:55 am

___Drzwi laboratorium zamknęły się za nią bezszelestnie i automatycznie włączył się cyfrowy zamek. Stella jak zawsze pozostawiła nienaganny porządek w swoim laboratorium – głównie przez to, że wszystko miała zawsze posegregowane i poukładane według swojego zdania – jeśli ktokolwiek by grzebał w jej rzeczach, od razu spostrzeże. A dane jej pomieszczenie traktowała już jako swoją własność, swój teren, gdzie wszystko było ustalone według jej osobistych kryterium i gustu i nikt nie mógł powiedzieć jej, że ma ułożyć monitory komputera inaczej. Niemniej, lubiła bycie zorganizowaną, bo ułatwiało to życie, także nie zaprzątając sobie więcej myśli sprawą laboratorium, szła spokojnym krokiem do windy. Sunkerny kiwały się lekko na boki, zadowolone z przejażdżki a Khuno cichutko dreptał obok. On nie dałby się tak podnieść. Jedynie w ekstremalnych sytuacjach, ale noszenie na rękach uważał za poniżające. Przekonało się o tym kilkoro pracowników, chcących go unieść i poprzytulać, jeden chyba miał lodowe oparzenie na palcach... W każdym razie dziewczyna nie potrzebowała nosić go ze sobą jak maskotkę, bo sam potrafił o siebie zadbać. Sterylna biel korytarzy chowała w sobie mnóstwo pomieszczeń, korytarzy oraz zakątków – w jednym z nich stała parka pracowników, którzy odwrócili się bokiem, widząc jak nadchodzi. Jakby miała się przejąć. Stella zawsze była neutralna, prawda, że chłodna i momentami cięta, lecz bez powodu do nikogo się nie odzywała – nawet wzrok, jakby nieznajoma dziewczyna miała coś w gardle i nie mogła przełknąć nie był dla niej inspiracją by zwrócić jej uwagę. Chłopak wydawał się strapiony zachowaniem towarzyszki, lecz co to ją obchodziło? Każdy jest odpowiedzialny za siebie. Z prądem płyną tylko śmieci. O ile Stella już wiedziała, że pracowniczka nie grzeszy kulturą ani instynktem zachowawczym, to nie zmieniało to faktu, że chłopak mógł być nawet niezłym rozmówcą – o ile okazałby asertywność i wbrew opinii ogółu spróbował podejść i nawiązać kontakt. Fakt, że dziewczyna nie była osobą, do której łatwo można podejść i zacząć rozmawiać, dawał tylko dodatkowe punkty tym, którzy wykonali taki wysiłek. Bez patrzenia w ich stronę weszła do winy o trójkątnej platformie i nacisnęła kilka przycisków, by mechanizm uniósł ich w górę. Szybko znaleźli się na najwyższym, najbardziej rozległym i charakterystycznym miejscu w Aether Paradise.
___Stella bardzo lubiła to miejsce. Na każdym kroku rosły tu przepiękne drzewa, rozkładały gałęzie bujne krzewy kwiatowe oraz owocowe, wszędzie znaleźć można było polany i zagajniki. Przez cały ogród przepływały wstążki strumieni i potoków, w których odpoczywały wodne pokemony. Całość przedzielona była białymi platformami, które gąszczem oplatały ów przestrzeń, przez co pracownicy łatwo mogli dojść do każdego zakamarka. Miejsce do perfekcji imitowało dzikie środowisko pokemonów i trudno było uwierzyć, że stworzył je człowiek. W dodatku tak chlubnej wierze, by stworzyć miejsce dla słabych i rannych stworków, by mogły powracać do zdrowia w bezpiecznych murach Fundacji... Na przykład różowe Corsole – większość ich populacji jest atakowana przez wrogie Mearnie a na wyspie nie musiały się martwić o swoje koralowe nóżki, odpoczywając w świetle słońca i bawiąc się w wodzie ze Starmie i Staryu. Tak, Stella musiała przyznać, że budynek, cała architektura oraz myśl przewodnia robią wrażenie. Bezinteresowność to rzadka cecha, zwłaszcza wobec pokemonów, które częściej są wykorzystywane niż otaczane prawdziwą opieką. Może i Lusamine ma troszeczkę zbyt idealistyczny pogląd na świat, lecz jak zamierza coś zrobić, to dotrzymuje słowa i broni swojego jak lwica. Imponowało to dziewczynie w pewien sposób. Do tego kobieta sama wprowadziła i zaprojektowała zamknięty ekosystem na wyspie, który do tej pory działał bez zarzutu... Umysł miała potężniejszy niż większość naukowców pracujących pod nią razem wziętych.
___Dziewczyna przykucnęła, kładąc pudełko na białej, marmurowej posadzce. Sunkerny wyskoczyły z kartonu, pędząc w kierunku trawy i kwiatów. Stella nie była może opiekunką, która rozpuszczała by te skaczące nasionka, lecz dbała o nie jak mogła, pilnując by niczego im nie brakowało. To, że widziała ich smutek, jak zdały sobie sprawę, że nie będzie jej przez jakiś czas, sprawiło, że uśmiechnęła się nostalgicznie. Prawdopodobnie tylko one będą za nią tęsknić i to, krótko mówiąc, odpowiadało jej. Przyglądała się, jak szybko zaprzyjaźniają się z innymi pokemonami. Nad delikatnymi łodyżkami czerwonych maków brzęczały Cutiefly'e – zabójcze, urocze muszki, typ robak-wróżka. Dziwna mieszanka rodzajowa oraz zdolności tego pokemona sprawiały, że był niezwykle silne, zwłaszcza przeciwko typom smoczym oraz walczącym. Zabawne, że coś tak niepozornego może dzięki swojemu rodzajowi siać zamęt wśród na pozór potężniejszych stworzeń. Sunkerny skakały a Cutiefly'e kręciły się w kółko nad uradowanymi pokemonami. Czyli wszystko gra, wspaniale. Teraz tylko zająć się papierami, oddać dokumenty Wicke i pójść się spakować.
___Postarajcie się nie sprawiać kłopotu innym. - poleciła Stella Sunkernom, gdy oto do jej uszu dobiegł znajomy, wesoły głos. O wilku mowa – oto główna asystentka i podpora całej Fundacji, Wicke we własnej osobie. Kobieta zbliżyła się do niej elegancko, z ciepłym, czułym uśmiechem na twarzy – można by pomyśleć, że podczas lunchu spotkała jej złą siostrę bliźniaczkę, jeśli nie dałoby rady być bardziej clishe. Zmiana w zachowaniu była dość widoczna, w każdym razie dla niej, bo wyuczona była na te pewne zmiany nastroju, praca w modelingu swoje robi. Obok niej wiernie szedł Stufful, kolejne niepozorne a jakże niebezpieczne alolańskie stworzenie. Naprawdę, większość pokemonów z tego regionu ma uroczą i bezbronną powierzchowność a pod spodem skrywa pragnienie mordu i niezły temperament. Nic dziwnego, że Stella od razu je polubiła. Dziewczyna złożyła ramiona na piersi, przytakując słowom Wicke w milczeniu. Nie musiała przypominać jej jak ważna jest ta misja, nie jej, lecz godne odnotowania było to, że to ona zorganizowała całą wyprawę... Gdy sięgnęła do jej ramienia, nie spodziewała się, że drobna, niegroźna poufałość, do której się przyzwyczaiła, zamieni się w ciche ostrzeżenie. Czyli instynkt cały czas dobrze jej podpowiadał... Szlag by trafił. Czyżby Wicke tak obawiała się Faby, że musiała zagrać swoją rolę zmartwionej opiekunki? Jej kilka słów było na to wystarczającym dowodem. Faba to najzwyklejszy w świecie nadęty socjopata o ego wrażliwości porcelany, kryjący się za maską wielce szanowanego dyrektora oddziału... Czegoś tam. Wicke po stokroć bardziej wiedziała co się dzieje w Fundacji niż on, zamknięty gdzieś w laboratorium i spiskujący nie wiadomo przeciwko komu. Jej reakcja szybko zmieniła się w radosną, gdy usłyszeli nadchodzące kroki a kobieta schyliła się by pogłaskać Khuno. Vulpix wiedział, że jest przyjazną osobą, lecz gest zaskoczył go na tyle, by odsunął się trochę i nastroszył futro. Dopiero gest ręką Stelli sprawił, że wrócił do swojego opanowania i zerknął na Wicke z pewnym dystansem. Natomiast dziewczyna nie straciła w ogóle równowagi. Uśmiechnęła się tylko kącikiem warg, nie zwracając uwagi na przechadzających się obok pracowników. Nic jej nie obchodziły ich śmiechy ani szyderstwa jeśli były pod jej adresem – Wicke natomiast swą uroczą wylewnością nie zasłużyła na ich politowanie. Banda ignorantów.
___Spokojnie, jestem świadoma tego, co oznacza ta wyprawa. - powiedziała Stella tonem gładkim i bezpretensjonalnym, jakim charakteryzuje się lodowa góra na dzień przed lawiną śnieżną. Czyli nic nie zdradzało tego, co będzie się dziać, idealnie. Stała jak zawsze prosto i spokojnie, nie schylając głowy, nawet jeśli w obcasach była niemal o głowę wyższa od Wicke. - Zostanę tam dopóki nie znajdę odpowiedzi, która mnie usatysfakcjonuje. - spojrzała w dół na Khuno. - Też będzie pewnie trochę tęsknić. Nie pokazuje tego po sobie, ale jesteś drugą osobą w tym miejscu, do której czuje jakiekolwiek uznanie. - zagrała swoją część, rolę ambitnej stażystki, która mimo wszystko musi się pogodzić z zadaniem zbadania farmy Gloomów w Johto, bezbłędnie. Nie zachowywała się bynajmniej inaczej niż zwykle, lecz nawet żaden mięsień na twarzy jej nie drgnął gdy usłyszała ostrzeżenie. Nie wiedziała ile kobieta mogła ryzykować starając się jej przekazać te parę słów, lecz nie zamierzała zmarszczeniem brwi ani dziwnym zachowaniem zaprzepaścić jej pomoc. - Ah tak, mam tu jeszcze dokumenty z moich badań, to jest dzisiejsze sprawozdanie, tu powód wyjazdu, wysłałam go również do bazy danych. A to mój ostatni raport, oczekiwałam na jego odpowiedź, ale niczego nie dostałam, możliwe, że znów są jakieś spięcia w sieci. Jakbyś mogła zerknąć w wolnej chwili, będę wdzięczna. - przekazała Wicke wszystkie niezbędne papiery, łącznie z jej teoriami, które pewnie umyślnie zostały wepchnięte do kosza przez Fabę, lecz nie powiedziała tego głośno. A dwa razy jakieś zwarcie się wcześniej zdarzyło i utrudniło komunikacje, więc bezpiecznie mogła użyć tego pretekstu. Powiedziała jeszcze krótko o tym, jak dokończyła raporty i przeniosła tu Sunkerny, po czym widząc jak kobieta czeka, by móc odejść, również się pożegnała, przytakując głową na jej rady. - Pamiętam. I będę na siebie uważać. Wyślę wiadomość jak tylko dotrę na miejsce. - uspokoiła ją tradycyjną formułką i chwilę patrzyła jak oddala się w kierunku wejścia do innej części budynku. Gdzieś tam nad jej ramieniem, nad zamkniętymi drzwiami migała dioda nad  okiem kamery... Nie, nie pozwoli paranoi wkraść się do jej głowy.
___Dziewczyna chwilę stała, wpatrując się w dokazujące Sunkerny po czym wzięła głęboki wdech, przypominając sobie, że prawda, musi iść się spakować. Zabrała pudełko i kubek po kawie, który przyniosła ze sobą z laboratorium i skierowała się do swojej kabiny. Kwater było sporo a każda niewielka, lecz były wyposażone we wszystko co potrzebne i Stella nie życzyłaby sobie niczego więcej. Ruszyła do windy by dostać się na piętro z pomieszczeniami dla pracowników i po kwadransie wpisała kod do swojego pokoju. Drzwi otworzyły się bezszelestnie, zapraszając ją do środka i gdy wraz z Khuno przestąpiła próg, zamknęły się za nią.
___Wtedy to Stella zdjęła buty, odłożyła kubek i karton na biurko, pozbyła się fartucha laboratoryjnego i rozpięła białą koszulę, w którą była ubrana. Swoje ciuchy odłożyła na łóżko i nago weszła do łazienki. Khuno nie zwrócił na to najmniejszej uwagi, a nawet gdyby, nie obchodziłoby go to za grosz -  podreptał do swojego kocyka na jej łóżku, próbując łapkami i nosem złożyć go, by był gotowy do transportu do obcego regionu. Stella weszła pod prysznic i odkręciła najpierw bardzo gorącą, później bardzo zimną wodę, pozwalając by szum wypełnił mikroskopijną łazienkę a strugi płynęły w dół jej ciała.
___Czyli jednak.
___Najdziwniejszą ze wszystkich myślą było to, że Stella nie „węszyła” w potocznym tego słowa znaczeniu. Nie zaglądała do czyichś szafek, nie wyważała drzwi, nie śledziła pracowników Aether Paradise. Była na to za bystra. Odkąd tylko zjawiła się w tym miejscu, wszyscy wiedzieli, że jest osobą spragnioną wiedzy, taką, która pyta o to, czego nie rozumie, obserwuje pracę innych oraz z ciekawością słucha wykładów bardziej doświadczonych. To była taka norma, która zniechęciła do niej większość pracowników oraz skłoniła resztę by się nią zainteresować. To się nie zmieniło odkąd dostała swoje laboratorium i odkąd była świadkiem dziwnego zachowania Faby. Nic a nic. Gdyby zmieniła swój rozkład dnia i skupiła tylko na jednym piętrze, jednym projekcie lub jednej osobie – to byłoby zbyt oczywiste. Nie dawała nic po sobie poznać, jednocześnie będąc bardziej uważną na szczegóły. Do drzwi na ostatnim piętrze nawet się nie zbliżyła, choć to pewnie tam pobiegł ważkooki jajogłowy słysząc ryk tamtego stworzenia. Technicznie, nie było podstaw by ją o cokolwiek podejrzewać, skoro jej zachowanie pozostało bez zmian... Wychodzenie przed szereg było normą. Właśnie... Według Wicke miała obawiać się Faby. Zakładając, że to on stwarza dla niej jakieś niebezpieczeństwo, do tego stopnia, że bez większych wyjaśnień kobieta organizuje jej wyjazd daleko stąd, musiał mieć coś na nią i to coś, co reszta nie uznawała za zagrożenie, inaczej jednogłośnie by jej staż odebrano... Pretensja, niechęć? Czyżby jego ego nie mogło do tej pory znieść tego, że widziała go w nieprofesjonalnej chwili paniki, gdy wybiegł na oślep z laboratorium, nie robiąc na niej dobrego wrażenia? Ale by do tego stopnia, by ktoś inny miał interweniować i wysyłać ją do innego regionu..? Stella nie chciała wierzyć, że mężczyzna był aż tak zaślepiony sobą, choć nie zdziwiłoby to dziewczyny. Może obawiał się, że zaczęła, słusznie, coś podejrzewać... Albo być może całokształt jej zachowania i dociekliwość sprawiały, że czuł się w jakiś sposób zagrożony, jak ta chichocząca, szara masa przeciętności, obawiająca się wziąć sprawy w swoje ręce i próbująca poprawić sobie humor żartami na jej temat. Cokolwiek to było, mogła się tylko domyślać. Pewne było to, że Wicke obawiała się Faby, do tego stopnia, że bała się co może jej zrobić, jeśli dowie się czegoś, czego nie powinna. Jej obawy mogą niekoniecznie pokrywać się z intencjami naukowca, lecz na pewno ostrzeżenie było dla dziewczyny czerwoną flagą.
___W Aether Paradise mogła być w niebezpieczeństwie.
___Po dwudziestominutowym prysznicu Stella poczuła się lepiej. Owinięta białym ręcznikiem wróciła do pokoju i wyjęła spod łóżka średniej wielkości torbę podróżną. Khuno siedział dumnie na zrolowanym kocyku i dziewczyna pochwaliła go skinieniem głowy, a zadowolony lisek przyniósł jej swoje posłanie i położył obok przyszłego bagażu. Do torby spakowała wszelkie ubrania, jakie mogły się przydać, pamiętając o tym, że Johto ma bardziej zróżnicowaną pogodę od Aloli i, że nie zamierzała brać ze sobą całej szafy, wybrała tylko kilka strojów. Kocyk Khuno też trafił do środka, tak samo jak jego ulubiona miska na wodę. Stella wzięła jeszcze laptop służbowy, ładowarki, ręczniki, kosmetyczkę, trochę sprzętu do badań oraz teczkę z danymi wyjazdu, którą dostała od Wicke. Dorzuciła swoje notesy i długopis, buty gimnastyczne, taśmę atletyczną oraz talk, tak na wszelki wypadek. Pakowanie tak naprawdę zajęło jej tylko pół godziny. Po wszystkim wysuszyła włosy i przebrała się w świeże ubranie, zakładając swoje czarne szpilki z powrotem. Czarna koszulka, ciemne spodnie z miękkiego, elastycznego materiału, które preferowała ponad wszystko oraz kurtka. Posprzątała, umyła kubek, przygotowała ubrania do prania. Do odlotu mieli jeszcze godzinę, więc na wszelki wypadek sprawdziła, czy wszystko ma. W kieszeniach skórzanej kurtki schowała telefon, portfel z dokumentami i Luxury Ball Khuno. Nie zamierzała go używać, no chyba, że lisek okaże niepokój podczas lotu i będzie wolał spędzić podróż, unikając takich widoków, lecz coś jej mówiło, że lot może być dla niego przyjemnym doświadczeniem. Wzięła jeszcze butelkę wody na drogę i zaścielając łóżko, wyszła wraz z Vulpixem z pokoju.
___Platforma na lotnisko znajdowała się ponad poziomem morza, na zewnątrz budynku. Stella po raz pierwszy od dawna mogła odetchnąć słoną, świeżą bryzą... Dla własnego komfortu powinna częściej wychodzić na zewnątrz. Khuno zadowolony, wpatrywał się w dal, patrząc na pomarańczowe niebo i granatową wodę. Słońce kierowało się w dół – był wieczór. Szybko znaleźli się na schodach do platformy, na której dumnie stał helikopter – oczywiście biały, ze złotymi akcentami. Gust Lusamine widać było wszędzie. Stella sprawdziła czas – czterdzieści minut do odlotu. Wystarczyło poczekać na pilot, choć jakby nie patrzeć, już byli punktualnie.
___A jak wróci, koniecznie musi się bliżej przyjrzeć Fabie...
Powrót do góry Go down
Chmurek

Chmurek


Liczba postów : 1058
Dołączył : 27/02/2019

Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. Empty
PisanieTemat: Re: Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower.   Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. EmptyPią Cze 21, 2019 3:30 pm

Stałaś przed wejściem do Aether Paradise, muskana chłodną alolańską bryzą i skąpana w zachodzącym słońcu, które lśniło odcieniami pomarańczu i czerwieni na tle horyzontu, malując niesamowite wzory na wodzie oceanu. Khuno siedział, wpatrując się jak zahipnotyzowany w ten zapierający wdech w piersi widok. W jego oczach widać było nostalgiczną tęsknotę za wolnością i za oglądaniem nieba każdego wieczoru. Tobie także brakowało nieba. Uświadomiłaś sobie to dopiero teraz, gdyż nie byłaś pochłonięta badaniami, wykresami i nie byłaś łudzona przez efekciarskie szklane ekrany. Lisek zawył smętnie, a jego głos poniósł się echem w stronę bezkresnej toni.
Wyspa była niesamowitym miejscem. Lusamine wybrała doskonałe miejsce na zbudowanie serca swego imperium. Dzięki temu, że wyspa w całości należała „do niej”, unikała wścibskich oczu i uszu sąsiadów. Prowadzone tutaj badania i pokemony były w związku z tym bezpieczne. Z drugiej zaś strony miejsce to było idealną pułapką. Gdyby jakiś pracownik wpychał nos w nie swoje sprawy i zaginął – minęłyby miesiące, a może i lata nim ktokolwiek zauważyłby na zewnątrz jego zaginięcie. A jeśli taki delikwent nie zostawiłbym na lądzie rodziny, przepadłby jak w kamforze. Każdy medal miał dwie strony.
Z wody wyskoczył Wailord na chwilę zupełnie przysłaniając słońce. Vulpix rozdziawił pyszczek w zachwycie nad piękną sceną, która rozegrała się przed jego oczami. Świat był pięknym miejscem, jeśli tylko potrafiło się dostrzec jego uroki i wyjść poza murowane ulice, stalowe budynki i samochody. W porównaniu do Unovy w Aloli dostrzegałaś naturę. Nie musiała walczyć o każdy skrawek ziemi z betonowymi tyranami. Była pielęgnowana przez mieszkańców, a wręcz celebrowana. Wszystko żyło w idealnej harmonii, a Aether Foundation miało w tym swój udział. Z tego co było ci wiadomo, na każdej z wysp archipelagu fundacja miała swój punkt, z którego wspierała całą wyspę i raportowała o wynikach do bazy, centrali. Do Lusamine, choć z tego co zdążyłaś zauważyć, a była bardzo biegłą obserwatorką, niewiele informacji docierało do samej Pani Prezes. Oddziały i pracownicy przekazywali wyniki swoich badań i meldunki do Wickie lub Faby, a oni decydowali, czy informacje były warte zawracania głowy kobiety. Mogłaś tylko podejrzewać, że o części rzeczy, o których powinna wiedzieć, nie miała zielonego pojęcia.
- Jak mniemam Panna Morozov? – usłyszałaś głos mężczyzny, zatrzymujący się obok ciebie. Nie byłaś wystraszona. Od chwili słyszałaś już zbliżające się, ciężkie kroki. Spojrzałaś na obcego, który zapewne był pilotem, na którego czekałaś. Miał zapewne dwadzieścia kilka lat i był wyższy od ciebie o zaledwie kilka centymetrów. Miał oliwkową cerę, charakterystyczną dla mieszkańców Aloli, prawdziwie orzechowy oczy i czarne, lekko zakręcone włosy.  Twarz zdobiły mu wyraźnie zarysowane kości policzkowe i niewielkie dołeczki w policzkach, które pojawiały się za każdym razem, kiedy mężczyzna się uśmiechał. Pod ubraniem wyraźnie rysowały się wyrzeźbione mięśnie, ale twoje fachowe oko od razu poznało, że nie była to tężyzna nabyta na siłowni, a podczas ciężkiej fizycznej pracy. Ubrany był w biały, dopasowany t-shirt, luźne brązowe spodnie, spięte skórzanym, czarnym paskiem i sportowe buty za kostkę, które bardziej nadawały się do górskiej wędrówki niż na miejski spacer. - Jestem Keoni – wyciągnął dłoń, która wydała ci się ogromna.
Nie spodziewałaś się zobaczyć kogoś o takim stroju i wyglądzie. Byłaś przygotowana na zimne spojrzenie, pogardliwy wyraz twarzy, białe ubranie i złote emblematy. Ten mężczyzna choć miał pilotować firmowy helikopter, uśmiechał się i wyglądał przyjaźnie.  Przyjrzał ci się uważnie, po czym rzucił tylko, że nie spodziewał się, że laborantka będzie taka ładna, kiedy skierował się ku maszynie. Wskoczył do niej zgrabnym ruchem, uniósł leżące na siedzeniu drugiego pilota słuchawki i nałożył na uszy. Zaczął przełączać włączniki, a kontrolki na tablicy rozbłyskały różnokolorowym światłem, a śmigła poczęły leniwe się kręcić. Vulpix zawahał się, kiedy głośny ryk silnika rozdarł spokojna ciszę wieczoru. Zrobił krok w tył, uderzając o ścianę budowli. Nie było ucieczki.
- Gotowa na nocny, romantyczny lot nad oceanem? – zawołał pilot, przekrzykując silnik i wiatr, który wytworzyły pracujące łopaty śmigła. - Do Johto nie dotrzemy szybciej niż o wschodzie słońca.
Powrót do góry Go down
Stella

Stella


Liczba postów : 348
Dołączył : 13/06/2019

Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. Empty
PisanieTemat: Re: Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower.   Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. EmptySob Cze 22, 2019 6:24 pm

___Stella zamknęła oczy, unikając zachodzących promieni słońca, malujących na jej twarzy pomarańczowe znaki. Czuła ciepło na skórze, lecz blask ograniczał widoczność. Słońce Aloli jak zawsze gorące, niekiedy nieubłagane, odchodziło za morze i chłodniejszy oddech nocy pojawił się w powietrzu. Wzięła głęboki, powolny oddech, rozkoszując się słonawą, chłodną bryzą, rześkim tlenem, którego brakowało wnętrzu Fundacji. Wycieczka może nie była tak złym pomysłem... Z chęcią znajdzie się w trochę bardziej zróżnicowanym klimacie, nawet chłodny deszcz byłby mile widzianym doznaniem. Unova nie należała do miejsc zapchanych zielenią, lecz nawet tam lubiła przejść się do parku, a Alola była idealnym miejscem by łyknąć trochę natury. Dzikość żyła w harmonii z technologią oraz ludźmi, którzy żyli swoim prostym, ale satysfakcjonującym życiem... Wypadałoby w końcu pojawić się na którejś wyspie i choć trochę zwiedzić tutejsze tereny. Khuno zdawał się tego potrzebować, co usłyszała w jego głosie... Prawda, że był dumny iż żył, prawie, na własną rękę, lecz brakowało mu zieleni i otwartego nieba. Jej odrobinę też, choć czasem nie dostaje się tego, czego się pragnie... Dlatego skupiła się na pracy i odsunęła na bok tego rodzaju potrzeby, lecz teraz musiała pamiętać, że nie jest sama. Mogła zarzucać na siebie pewne ograniczenia i brać za nie pełne konsekwencje, lecz nie ceną czyjegoś komfortu. Przecież nie była swoją matką. Niemniej, zależało to od jej decyzji i teraz takową podjęła, że po powrocie trzeba będzie częściej odwiedzać Alole. Możliwe, że pod pretekstem sprawdzenia, co oferują poszczególne placówki Aether Paradise na różnych wyspach? Farma będzie dobrą rozgrzewką na powrót do natury i ludzi, choć ten drugi aspekt i wizja nieoczekiwanych kontaktów z innymi nie poprawiała jej humoru. Trzeba będzie się z tym uporać i wrócić do pracy. Na piętrze tuż nad poziomem morza, w dokach, znajdował się punkt kolei morskiej, gdzie kilka razy dziennie łodzie z Aether Paradise wypływały do wszystkich czterech wysp – warto byłoby następnym razem skorzystać z tej sposobności. Powinni odwiedzić górę Lanakila, skoro stamtąd pochodził Vulpix... Pewnie ucieszyłby się z możliwości zabawy w śniegu.
___Słońce rozlało się na oceanie. Tak to wyglądało. Blask przyćmiła na chwilę ogromna sylwetka, poprzedzona chlupotem oraz basowym odgłosem... Huh, Wailord. Stella patrzyła jak wieloryb z zaskakującą gracją nurkuje z powrotem w wodzie, podczas gdy Khuno wlepiał oczy w całą scenkę. Takich widoków nie było w Unovie... Wailordów prawdopodobnie też nie. Choć Castelia miała dostęp do morza, to ta część wód pełna była statków transportowych, ogromnych wodnych maszyn i niekiedy łódek dla turystów... Pokemony nie zapuszczały się w tamte rejony, a tutaj wszędzie wszystkiego było pełno. I było tak zielono... Idealnie miejsce na rezerwat przyrody i placówkę zajmującą się opieką nad pokemonami, musiała to przyznać prezesce, choć... Jej rola w całej Fundacji, jak i pozycja Faby oraz Wicke, zdawała się zamazywać na granicach... Ponieważ kto tu za co odpowiadał? Jako pomysłodawca, organizatorka oraz założycielka Aether Foundation, Lusamine była ikoną, lecz posiadała wspaniały umysł, który pomógł w badaniach nad wieloma tajemnicami świata pokemonów. Faba był szefem korpusu laboratoryjnego, mózgiem całego Paradise, lecz jak każdy, miał jakieś demony i ciemne sprawki, które mogły się odbić na reszcie... Natomiast Wicke, niezmordowana asystentka prezeski i Faby zajmowała się dokumentacją, spotkaniami, badaniami oraz była ludzką twarzą Aether - jej zadaniem było otwieranie wyspy na młodych trenerów, rekrutowanie pracowników i tym podobne... A Lusamine? Czasem pojawiała się w ogrodzie, patrzyła na pokemony, rozmawiała z pracownikami a potem znikała. Drugą najważniejszą osobą zaraz po niej był Faba, a po tym niewyżytym intelektualnie błaźnie, Wicke, lecz między nią a Fabą istniała ogromna przepaść, która jak spostrzegła, lubił wykorzystywać. By do niej bezpośrednio dotrzeć, trzeba by zyskać szacunek oraz zaufanie kogoś z tej dwójki, lecz by nie sprawiać kłopotów Wicke, przez Fabę lepiej było uzyskać jakiś stały kontakt z Lusamine. Aż dziewczyna poczuła niesmak w ustach – znów wszystko się sprowadza do tego wysuszonego mężczyzny, z łysiejącą głową i sfermentowanym ego. Śmierdział na kilometr narcystycznym odorem.
___Nieważne, nie warto teraz zaprzątać sobie nim głowy. Lepiej skupić się na nadchodzącej podróży. Ktoś kierował się w jej stronę i wspiął po schodach kierujących na platformę lotniska. Ciężkie kroki, spokojny chód. Zamknęła powieki na moment, dając oczom odpocząć od światła, odwracając się dopiero wtedy, go do niej przemówiono. Stał przed nią wysoki mężczyzna – bardzo wysoki. Stella ze swoim metrem osiemdziesiąt dwa uchodziła już za wyjątkowo postawną młodą kobietę, a dodając do tego osiem centymetrów butów, górowała nad większością pracowników. Zabawne, jak mężczyźni przez to tracili animusz. Zaczynali przemawiać do niej z pretensją, gdy siedziała za biurkiem, lecz gdy wstała i okazywało się, że muszą unieść głowę by na nią spojrzeć, tracili raptownie głos w gardle. Oprócz pewnego jegomościa, który powiedział, że to wina jej butów – wtedy zdjęła je i stanęła przed nim boso, okazało się, że jest dalej o kciuk wyższa, co odebrało mu pewność siebie. Czemu mężczyźni swoją odwagę do przemówień i wyższość nad kimś bazują na czymś tak banalnym jak wzrost..? Żałosne. A miała przed sobą osobę, która pomimo jej wzrostu i butów górowała nad jej nie tak skromną postacią, może i tylko garścią centymetrów, ale było to miłą odmianą. Musiała unieść spojrzenie, by przyjrzeć się chłopakowi. Na ramionach rysowały się mocne mięśnie, wyrobione regularną pracą oraz aktywnością fizyczną – nie te sztuczne, napędzane odżywkami narośla na ramionach, jakie mają fani siłowni. Był nie tylko wyższy, ale z dwa razy szerszy od niej. Muskulatura robiła swoje, dając mu mocną postać i prostą postawę. Nie mogła określić jego wieku, lecz stawiała, że ma tyle lat co ona, lub jest trochę starszy – głównie przez głos. Hm... Kto w wieku dwudziestu lat ma papiery na latanie helikopterem? Albo odbył jakąś konkretną służbę, możliwe, że wojskową, albo pracował dla Aether i uznano, że poślą go na kurs, bo mogli sobie na to pozwolić. Spokojne spojrzenie brązowych oczy, kryło się za paroma luźnymi, ciemnymi kosmykami, które lekko rozwiał wiatr. Ciemniejsza karnacja jaką pyszniła się rdzenna populacja wysp dała jej znak, że zatrudniono do tej pracy rodzimego Alolańczyka. Uśmiechał się. Stella nie pamiętała kiedy ostatni raz widziała kogoś w Aether Paradise, kto uśmiechał się w jej towarzystwie. Pomijając Wicke oczywiście, ale ona jest w stanie uśmiechać się w sali pełnej Muków i Garbodorów.
___Przytaknęła głową i wyciągnęła rękę, by uściskać jego dłoń. Była o połowę większa od jej i choć Stella nie miała słabego uchwytu dzięki regularnym treningom gimnastycznym, od razu wyczuła, że uścisk ma mocny, skórę szorstką prawdopodobnie od ćwiczeń i gdyby chciał, mógłby złamać jej nadgarstek jak gałązkę. Choć nie, nie do końca, bez walki by się oczywiście nie obeszło. Nie obawiała się go, ani postawa ani głos nie wzbudzały jej niepokoju.
___Stella Morozov. - powiedziała neutralnym tonem. Keoni... Keokeo. Wyglądało na to, że miał coś wspólnego z Khuno. Przyjrzał się jej a ona znów spojrzała na niego, nie będąc pewna, czy na pewno pracuje dla Aether Paradise... Zawsze mógł przebrać się w cywilne ciuchy. Choć jeśli Wicke wysyłała ją z misją nagle, większość pojazdów i ich operatorów mogła mieć już plany i być w innych częściach świata. Istniała oczywiście możliwość, że uważała iż bezpieczniejsza będzie z kimś spoza Fundacji, lecz to podpadałoby już pod delikatną paranoję. Nie skomentowała drobnego komplementu chłopaka, dziękując tylko za niego gestem głowy. Wyuczony ruch, bo jeszcze za czasów modelingu słyszała sporo podobnych słów pod swoim adresem i z czasem zaczeła je po prostu ignorować. Widziała się w lustrze – nie musieli jej mówić tego, czego była doskonale świadoma. Gdy podszedł do maszyny i wskoczył do środka, a silnik rozpoczął swoją pieśń, Stella spojrzała na Khuno. Położył uszy po sobie, wciąż się wahając próbował wycofać, nie wiedząc czego spodziewać się po żelaznej machinie. Trafiając na ścianę przystanął, niepewny co miał zrobić i spojrzał na dziewczynę. Zrobiło się głośno, a z tego co widziała, kokpit najpewniej miał tylko jeszcze jedną parę słuchawek, które wyciszały ryk śmigieł i pozwalały na komunikację z drugą osobą – nic z tego nie było dla pokemonów. To nie był helikopter z rodzaju tych w programach informacyjnych, które zostały specjalnie zabezpieczone przed hałasem, by można było w nich zdawać reportaż na żywo. To był zwykły helikopter transportowy, lekki, dla dwóch osób – pilota i osoby siedzącej obok. Większego miejsca na bagaż na tyłach nie było, więc nie był przystosowany dla pokemonów... Dziewczyna przykucnęła przy Khuno, wyjmując z kieszeni Luxury Ball'a. - Obawiam się, że zaoszczędzili na nas i nie dali nam pojazdu, w którym mógłbyś spokojnie ze mną siedzieć. - powiedziała, podnosząc  głos, by słyszał ją wyraźnie bez potrzeby krzyczenia. - Będzie za mało miejsca i za głośno w czasie podróży, a zajmie ona kilka, jak nie kilkanaście godzin. Odpocznij w tym czasie w kuli, wypuszczę Cię, jak tylko wylądujemy.
___Khuno chyba nie było potrzeby tego powtarzać, ponieważ sam dotknął nosem przycisku na ball'a i w formie czerwonego światła zniknął w środku. Dobrze ocenił sytuację. Stella chciała z nim przeżyć ten lot, lecz dla jego własnego bezpieczeństwa i komfortu, lepiej by został w bezpiecznym Luxury Ball'u – nie chciała go narażać. Wyglądało na to, że spędzi ten lot sam na sam z Keonim i jego żartami – a sądząc po humorze, pewnie miał ich trochę w rękawie. Kulę schowała z powrotem w kieszeni i zapięła zamki, podnosząc torbę i kierując się do helikoptera. Obeszła przód maszyny by od drugiej strony stanąć przed wejściem. Kokpit znajdował się jakiś metr nad ziemią, więc wsunęła szarą torbę pod siedzenie, która prowizorycznie, nie była ani za duża ani wypchana po brzegi. Sprawdziła, czy jest zapięta i przywiązała ją pasami zabezpieczającymi, gdyż przezorność nigdy nie szkodzi. Wzięła swoją parę słuchawek i zawiesiła na szyi, by opierając dłoń o bok maszyny, wskoczyć z gracją do środka. I co z tego, że ma obcasy? W tych butach była w stanie zachować nie lepsza równowagę niż boso, a figury gimnastyczne był drobnostką. Nie należała do tych kobiet, które mając małe podwyższenie na piętach chodzą z gracją ledwo urodzonego cielaka. Usiadła na siedzeniu, opierając stopy i łydki o bok swojej torby. Wnętrze helikoptera było małe, miejsce okropnie ograniczone, bowiem większość przestrzeni zajmowały fotele, a resztę, pokrętła, przyciski i pulpit sterowniczy. Nawet przed Stellą migały wskaźniki oraz ekran z GPS'em. Dobrze, że Khuno jednak pozostał w ball'u, nawet trzymając go na kolanach, mogło mu być szalenie niewygodnie. Dziewczyna sięgnęła po pasy, zapięła się i nałożyła na głowę słuchawki. Hałas zmalał znacznie, zmieniając się w szum w tle. Wyciągnęła ciemne okulary o granatowych szkłach i cienkiej oprawie, zasłaniając nimi oczy. Zegar pokazywał kilkanaście minut przed ósmą – urok innej strefy czasowej, że już o tej porze zachodziło słońce. Kokpit na pewno nie był przyciemniany a pomarańczowe słońce dawało się mocno we znaki, rzucając plamy światła na wnętrze pojazdu.
___Możemy lecieć. - powiedziała za pomocą słuchawek lotniczych. Wiedziała, że redukują hałas, ale też są wyposażone w mikrofon i głośnik, by pasażerowie nie musieli się przekrzykiwać podczas lotu. Poprawiła ustawienia nadajnika głosu i oparła plecy o siedzisko, ramiona splatając na piersi. Wiatr wywołany śmigłem bawił się z jej włosami, a gdy wylecą w podróż, zrobi się jeszcze chłodniej... Patrząc na strefę czasową i na wspomniany wcześniej wschód słońca, w Johto pojawią się najszybciej za osiem godzin a najpóźniej za dwanaście... Cała ta noc w głośnym helikopterze. Przymknęła powieki, oczekując wibracji maszyny i uniesienia się lada moment w powietrze a potem fali zimnego, morskiego powietrza.
Powrót do góry Go down
Chmurek

Chmurek


Liczba postów : 1058
Dołączył : 27/02/2019

Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. Empty
PisanieTemat: Re: Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower.   Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. EmptyNie Cze 23, 2019 11:19 am

Helikopter oderwał się od ziemi nagłym zrywem, które wywołał delikatne kołysanie wewnątrz maszyny. Były to niesamowite urządzenia, które potrafiły transportować ludzi, pokemony, sprzęt i zaopatrzenie na wiele tysięcy kilometrów, ale nie było w nich za grosz komfortu. Górowały jednak nad samolotami w jednym aspekcie – mogły wylądować niemal wszędzie. To dlatego Lusamine pokusiła się o zakup, aż trzech helikopterów, a tylko jednego, oficjalnego, niewielkiego, prywatnego samolociku, którego używała, kiedy wiedziała, że na lotnisku będą oczekiwać na nią wszelkiego rodzaju media, a w nich dobrze było pokazać logo fundacji, której jest się twarzą i prezeską.
- Trzymaj się, będzie bujało – zakomunikował pilot, mocniej chwytają za ster, po czym rozluźniając uchwyt i zwalniając go do jednej ręki, w czasie kiedy druga wciskała kolejne guziki. Czy nie załączył już ich dostatecznej ilości? Albo się popisywał albo latanie śmigłowcem było o wiele bardziej skomplikowane niż można było się spodziewać. Nie mniej miał rację. Kiedy maszyna zaczęła się unosić i torować sobie drogę w tunel powietrzny, cała kołysała się na boki. Była to walka rodem z filmów akcji, gdyż wiatry wokół wyspy były szczególnie silne ze względu na mieszające się tutaj ciepłe i zimne powietrze.
Gdy helikopter osiągnął właściwy pułap, wstrząsy ustał, a świat wokół jakby się zatrzymał. Gdyby nie jednostajny odgłos pracującego silnika i śmigieł, zredukowanych przez ochronne nauszniki do szumu, można by pomyśleć, że maszyna unosi się samą siłą woli. W dole wszystko zmalało i oddalało się – budynek fundacji, płyta lotnika, wyspa. Im dłużej lecieliście tym mniejsze i mniej znaczące wydawało się miejsce, które opuściliście. Wkrótce stało się jedynie kropką otoczoną odcieniami granatu, który zlepiał niebo z taflą oceanu. Zapadł zmierzch. Horyzont w oddali przecięła błyskawica. Zbliżała się burza.
- Ohohoh! – zawołał radośnie Keoni. - Wygląda na to, że na wyspie będzie mocniej trzęsło niż tutaj. Zbliża się chyba sztorm – ocenił, odwracając głowę w kierunku, z którego lecieliście. - To tłumaczy kotłowaninę wiatrów przez które przebijaliśmy się przy starcie. Oby tylko ta nawałnica nas nie dogoniła. Na trasie nie bardzo jest gdzie wylądować. – rzucił.
Mężczyzna miał rację. Wszędzie pod helikopterem znajdowała się nieprzenikniona głębia oceanu, która w gasnącym świetle wieczora wyglądała jak czarna smoła. Na horyzoncie jeszcze przez jakiś czas widać było wulkan, ale wkrótce i on znikł ustępując miejsca niebu, a ono było magiczne. Błyszczące, odbitym światłem migotały setki tysięcy gwiazd, jakby one same chciały odegnać kotłujące się za wami burzowe chmury. Księżyc w kształcie croissanta pilnował firmamentu, a złudzenie sprawiło, że wyglądał jakby delikatnie się kołysał. Świat nocą prezentował się zupełnie inaczej niż za dnia, lecz jeśli wiedziało się, gdzie patrzeć niczym nie ustępował pięknu poranka.
- Nie wyglądasz na mieszkankę Aloli – zagaił mężczyzna, wciskają przycisk opatrzony napisem „auto”. Chodź rozluźnił chwyt na sterze, nie puścił go. - I nie mówię o karnacji, choć rzeczywiście ciężko mieszkać na wyspie i się nie opalić, ale o braku tego niesfornego błysku w oku – zaśmiał się. Ciężko było stwierdzić czy to żart czy mówił poważnie. - Zapewne nie często wychodzisz z laboratorium, mam rację? Niezwykle rzadko otrzymuję zlecenie z Fundacji. Macie swoich pilotów. Dlatego byłem podwójnie zdziwiony, kiedy tak nagle ściągnęliście mnie na wyspę. Twoje badania muszą być niezwykle pilne i ważne. Dostałem, nie chwaląc się, niezłą sumkę za tę podróż – rozgadał się, nie pozwalając ci zabrać głosu, choć kilkakrotnie zadał pytanie. - Jednak zawsze miło zobaczyć Johto. Moja matka stamtąd pochodzi i po dziś dzień tęskni za swoją ukochaną farmą, na której się wychowała – wreszcie umilkł, gdyż coś zauważył. - Spójrz! – zawołał radośnie, wskazując w dół.
Pod helikopterem, w czarnej toni zaczęły pojawiać się jaśniejące punkciki. Okrągłe światła, które niezmordowanie parły naprzód, ścigając się ze sobą. Co jakiś czas, któreś opuszczało wodę, ale z wysokości, na której znajdował się helikopter ciężko było określić co to za stworzenie.
- Lanturny. To znak, że jesteśmy na właściwej drodze – stwierdził mężczyzna, a jego oczy rozbłysły blaskiem dziecięcych marzeń.
Powrót do góry Go down
Stella

Stella


Liczba postów : 348
Dołączył : 13/06/2019

Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. Empty
PisanieTemat: Re: Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower.   Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. EmptyNie Cze 23, 2019 2:17 pm

___Maszyna poderwała się do lotu. Było to dziwne uczucie, zawiśnięcie w nieważkości podszyte nerwowym kołysaniem, jakby niewidzialna dłoń złapała za ogon helikoptera, a ten próbował się wyrwać z całych sił. Stella zacisnęła dłonie na pasach, nie reagując więcej w żaden sposób na bujanie machiny o wadze dochodzącej do tony. Śmigłowce obserwacyjne, takie jak te, były z reguły lżejsze od bardziej uzbrojonych odpowiedników, lecz Lusamine kupiła helikoptery tylko do transportu, a nie wypraw wojennych. Nie zmieniało to faktu, że helikopter wymagał wprawnej ręki a Keoni miał wszystko pod kontrolą. Spod szkieł okularów i przymrużonych powiek dziewczyna widziała jak operuje helikopterem, przesuwając wszystkie dźwignie, sprawdzając diody oraz przełączniki. Nie znała się na pilotażu, toteż nie przyszło jej na myśl by komentować, podważać czy wątpić w kompetencje chłopaka. Tym bardziej, że wypowiadanie się w temacie, w którym jej wiedza była ograniczona, jest po prostu w złym guście. Musiała jednak przyznać, że Keoni się na tym znał. Ani razu się nie zawahał, zdawał się wyczuwać wibrację helikoptera i zajmował się wszystkim ze spokojem i opanowaniem, jakie dają lata praktyki. Mogła więc spokojnie przymknąć oczy, choć można by oczekiwać, że pozornie turbulencje sprawią, że zacznie piszczeć czy nawet krzyczeć. Zamiast tego zachowała spokój, niemniej, cały czas trzymając się pasów. Bycie opanowaną a bycie ignorantką różni się od siebie. Wiatr zatrząsł machiną mocniej gdy wznosiła się wyżej, lecz nagle, gwałtownie, wszystko ustało. Ruchliwa masa powietrza przysparzająca im tyle kłopotów została na dole, a Stella otworzyła oczy, by ujrzeć niezwykły widok. Majestatyczne niebo,  na którym rozciągała się pomarańcz, uciekająca przed nadchodzącym granatem – a pod spodem wody oceanu, delikatnie kołyszące się od wiatru. Płyta lotniska oddalała się raptownie, aż ocean połknął białą kropkę jaką była Foundation, zostawiając tylko obezwładniające sklepienie nieba oraz równie potężne morza. Cienka linia horyzontu oddzielała od siebie te dwa światy.
___Światło błyskawicy sprawiło, że Stella spojrzała w górę. Za nimi zbierały się czarne chmury i jak potwierdził Keoni, w stronę Aether Paradise powoli kierowała się burza. Ośrodek był tak bardzo zabezpieczony, że nawet tajfun i tsunami nie zrobiłyby mu żadnej krzywdy, lecz helikopter nie miał takich zalet. Co prawda wszystko co należało do Lusamine było odpowiednio wyposażone, więc silny deszcz i trochę porywistych wiatrów nie powinny być większym problemem, lecz dobrze, że kierowali się w stronę przeciwną. Woda pod nimi, choć piękna, mogła być śmiertelną pułapką, jeśli coś by się zdarzyło... Słońce znikło za horyzontem i dopiero wtedy Stella zdjęła z nosa ciemne okulary, chowając je z powrotem w etui. Gwiazdy i księżyc nie oślepiały ich, były tylko drogowskazami tej podniebnej wędrówki. Elementy krajobrazu znikły, pozostawiając jedynie morze i sklepienie ponad nimi. Jedna czerń i druga – na dole, na delikatnych falach tańczyły światła gwiazd i łuk księżyca, malując nieregularne refleksy na powierzchni oceanu. U góry, te same światła niebieskie mrugały do nich porozumiewawczo z mrocznego sklepienia. Momentami horyzont zlewał się w jedno, sprawiając, że wszystko było jednym, wielkim, obezwładniającym niebem... Wyciszony szum śmigieł brzmiał tak statecznie, kojąco, że Stella pewnie nie miałaby kłopotów z zapadnięciem w krótką drzemkę. Oparła głowę o tył siedzenia i patrząc przed siebie, uśmiechnęła się lekko, nieznacznie, jakby ten dziwny spokój zawieszenia pomiędzy niebem a morzem dał jej ogromne wytchnienie. Nie obawiała się, ten przytłaczający ogrom tylko dodawał jej czegoś... Wyciszenia? W kabinie również było ciemno, choć rozświetlały ją migające ekrany, diody i niewielka lampka nad nimi, dająca lepszą orientację pilotowi, gdzie znajdują się konkretne wajchy. Zapadła noc, ciemna i bezkresna.
___Nie miała zamiaru odpowiadać na pytania Keoniego, właściwie przez to, że wytknął jej rzeczy oczywiste i takie, które jedno spojrzenie mogło potwierdzić, a nie chciała marnować energii na dyskusję i przyznawanie mu nagrody kapitana oczywistego. A brak błysku w oku? W żaden sposób jej to nie umniejszało, choć niesforna potrafiła być i to bardzo. Po prostu atakowała z zupełnie innej strony niż ktokolwiek się mógł tego spodziewać i tak dobrze się maskowała, że nikt nie pomyślałby, że to ułożona, zorganizowana i zapracowana panna Morozov. A co robiła, cóż... To już jej tajemnica. Zwróciła jednak uwagę na to, że Keoni nie był pracownikiem Aether – dostał zlecenie, najpewniej od Wicke, by bezpiecznie przetransportować ją do Johto. Biorąc pod uwagę, że zaledwie kilka godzin przed startem dowiedziała się, że musi podjąć się tej podróży, nie zdziwiła się, że sam mężczyzna został nagle sprowadzony na tereny Foundation. Wicke działała szybko. Bardzo szybko, pewnie uknuła ten plan z samego rana i w południe miała już wszystko zorganizowane. Z jednej strony, mogła nie ufać już pracownikom Aether, by pozwolić im pilotować helikopter z nią na pokładzie i skierowała swój wzrok na kogoś do wynajęcia, nawet płacąc dodatkową sumę by osiągnąć cel... Lub faktycznie, pozostali mogli być zwyczajnie zajęci. Jednak to była Wicke – ustalała wszystko. Wystarczyło zmienić parę planów i Stella leciałaby z nadętym bufonem w białych portkach, który pogardliwie milczałby przez całą podróż. Czyżby jej ewakuacja z placówki była tak pilna i ważna, że ustaliła to szybko i ze szczegółami tak nagle, bo Faba coś planował... Na pewno nie tknie kobiety, nie mógł, była zbyt ważna i znajdowała się zbyt blisko prezeski – z kolei Stella, czymkolwiek sobie wobec bufona zawiniła, mogła być na celowniku. To było okropnie frustrujące, ponieważ z chęcią stanęła by z nim oko w oko, lecz biorąc pod uwagę jego osobowość, musiała to rozegrać powoli, krok po kroku. Z każdym dniem przekonywać go do siebie, pomimo mdłości, jakie wzbudzała ta myśl, że musi mu się przypodobać by zdobyć informacje bezpośrednio od niego... Nie, żeby wcześniej w życiu nie robiła tak by się przypodobać paru osobom, lecz bardzo szybko zdała sobie sprawę, że oni jej nie obchodzą. Natomiast teraz, trzeba będzie podjąć się gry.
___Jasne punkty pod nimi wyskakiwały co jakiś czas z morza, by rozbłysnąć światłem nad powierzchnią wody i dać nurka z powrotem w fale. Wyglądało to na pokemonowe igraszki – Lanturny dokazywały i tańczyły, rozświetlając ocean swoimi światłami. Możliwe, że było to zachowanie godowe, patrząc na to, że od jakiegoś czasu była wiosna. Pewnie gdzieś naokoło nich latały Pelippery i Wingule oraz inne morskie ptaki, lecz nie słyszeli ich przez szum silnika ani nie widzieli, z powodu zasłony nocy... Niemniej, sama świadomość, że świat naokoło, pomimo ciemności, tętni życiem, była dziwnie kojąca. Stella wygodniej usiadła w fotelu, splatając ramiona na piersi i przymykając oczy. Dzisiejszy dzień był długi, pełen przemyśleń i analiz tego co się stało... Była trochę zmęczona i rozważała opcję drzemki, lecz jeszcze nie teraz, było trochę za wcześnie, poza tym, nic nie zaszkodzi, jeśli spróbuje dowiedzieć się paru rzeczy. Głos Keoniego był wyjątkowo ciepły i przyjazny, przypominał jej pod tym względem Wicke. No i był dość gadatliwym pilotem, otwartym człowiekiem o pogodnym usposobieniu, tyle mogła powiedzieć po tym krótkim czasie jaki razem spędzili. Choć był dorosłym mężczyzną, który najpewniej swojego w życiu doświadczył, brzmiał w kilku momentach jak dziecko. Ludzie, którzy szybko musieli porzucić swoje pragnienia i nadzieje, zmuszeni do czegoś innego, często gorzknieją... Albo kryją te wspomnienia w sobie, by dać się im uzewnętrznić co jakiś czas, nie widząc w tym nic złego... Ale pozory mylą. Stella pozwoliła sobie na stosunkowo długą chwilę milczenia po tym, jak wypowiedział swoje ostatnie słowa, przyglądając się jego gestom i zachowaniu, nim w końcu cokolwiek powiedziała.
___Aether Foundation dostało niespodziewaną informację, którą mam zbadać na Black Sunny Farm w Johto. - zaczęła, rozpoczynając wymianę zdań dość neutralne. Specjalnie wspomniała nazwę lokacji – jeśli rodzicielka chłopaka pochodziła z owej farmy, choć prawdopodobieństwo było bardzo niskie, Wicke na pewno maczała w tym palce. Jeśli nie, będzie to kolejny temat do rozmów. Wyjaśniać skąd sama jest nie musiała, a jeśli chodzi o karnację... Gdyby miała wychodzić na słońce, stosowałaby wyjątkowo mocny krem do opalania, co spokojnie tonuje opaleniznę i powstrzymuję skórę przed nabraniem innego odcienia. Nie miała nic do słońca, lecz potrzebowała trochę by przyzwyczaić się do nieba w Aloli, a zamknięte, sterylne laboratoria w tym nie pomagały. - Kiedy dowiedziałeś się o zleceniu? - zwróciła się z pytaniem, na które odpowiedź powinna rozjaśnić kilka rzeczy. Nie zamierzała być gadatliwa, gdyż Keoni robił to sam świetnie, potrzebował tylko tematu by się rozwinąć... Może informacja o tym jak szybka i zorganizowana była Wicke, niewiele jej da, ale pomoże ustalić, do czego tak naprawdę jest zdolna, jeśli trzeba zająć się jej podwładnymi. Co ciekawe... Keoni nie był jednym z nich. Nie pracował w Aether Paradise, nie znał tamtejszych zwyczajów i rozkładów dnia – ani Stelli, z plotek, obserwacji, pogłosek oraz innych rzeczy. Możliwe, że coś od kogoś słyszał, co by ją nie zdziwiło, lecz miała obok kogoś, dla kogo była w gruncie rzeczy niewiadomą. Bez uprzedzeń, bez podejrzeń i oceniania... Choć natura ludzka jest słaba i pewnie na podstawie jej zachowania narysował sobie szkic jej postaci w głowie. Nie, by zależało jej na takiej opinii, po prostu... Dla odmiany posiedzieć trochę w towarzystwie kogoś, kto nie zgrzyta zębami na jej widok, było dość przyjemne. I sam pilot jakoś wybitnie nie działał jej na nerwy, co było również godne odnotowania. Póki co, oczywiście.
Powrót do góry Go down
Chmurek

Chmurek


Liczba postów : 1058
Dołączył : 27/02/2019

Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. Empty
PisanieTemat: Re: Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower.   Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. EmptyNie Cze 23, 2019 6:16 pm

Keoni obejrzał się przez ramię, przyglądając ci się uważnie, po czym z uśmiechem zaintrygowania wrócił do obserwacji nieba przed wami. Nawet jeśli zauważył, że twoje odpowiedzi były niezwykle wyważone i zdawkowe, a niektóre pytania, czy też należało by rzec luźne przypuszczenia, zostawiłaś bez echa, nie dał tego po sobie poznać.
- Tak, Wickie wspominała tę nazwę, ale nie mam pojęcia czym się tam zajmują. Pewnie standardowo hodowlą jakiś pokemonów. Wiem tylko, że to gdzieś niedaleko Olivine City, gdyż tam właśnie lecimy - zamyślił się, wyłączając jeden przycisk i wciskając następny. Przycisk "auto" także zgasł.
Mężczyzna kilka razy wyrównywał lot, siłując się ze sterem. Wyglądało na to, że wiatr był silniejszy niż odczuwało się to wewnątrz kabiny. Cała batalia trwała nie dłużej niż piętnaście minut, ale po milczeniu chłopaka można było zobaczyć ile wysiłku go to kosztowało. Wreszcie rozluźnił się i odpowiedział na resztę twojego pytania.
- W okolicach południa. Wybierałem się właśnie na masalady, kiedy Wickie zapytała czy jestem wolny wieczorem. Nim się wygłupiłem, odmawiając, że nie jest w moim typie, poinformowała mnie, że ma pilne zlecenie - podrapał się w tył głowy. - Dziękowałem Tapu Bulu, że kobieta nie da człowiekowi dojść do słowa dopóki nie przekaże wszystkiego co chodzi  jej po głowie - zaśmiał się nerwowo. - Inaczej nie mógłbym już spojrzeć jej w oczy i teraz pewnie jakiś  wyniosły tłuścioszek w białym kombinezonie wiózłby cię przez ocean ... - urwał, jakby zdając sobie sprawę z wagi własnych słów. - Bez obrazy oczywiście. Nie, żebym miał coś do naukowców - wykonał nerwowy ruch rękami, milknąc, a tym samym kończąc waszą rozmowę.
Wokół było już zupełnie ciemno, kiedy powieki same delikatnie opadły na twe oczy. Sen zmógł cię niezwykle szybko, kiedy miarowy szum ze słuchawek, morska bryza i wieczorne powietrzne tuliły kojąco twoje ciało. Nastała noc. Keoni cicho nucił pod nosem obcą melodię.

~  ♥  ~

Zbudziły cię pierwsze promienie słońca, które oświetliły kabinę śmigłowca, gdy tylko gwiazda wyłoniła się za widnokręgu, zalewając świat swoim różowym światłem. Z każdą upływającą sekundą unosiło się ponad powierzchnię wody, rozświetlając ją pastelowymi kolorami. Ta nieoczekiwana podróż pozwoliła ci w ciągu dwudziestu czterech godzin zobaczyć zarówno wschód jak i zachód słońca.
- Dzień dobry - przywitał cię pilot. - Poczęstowałbym cię kawą, ale mam na pokładzie tylko zbożowego batonika z kawałkami jagód Pinap, którego zabrałem z domu - westchnął, żałując, że jego wybór nie padł jednak na coś, w czym znajdowała się kofeina. - Spójrz w dół, widać już brzeg - poinstruował cię.
Rzeczywiście na horyzoncie rysował się już pokryty budynkami brzeg, a tle którego górowała wysoka, biała w czerwone paski latarnia morska. Portowe miasto Olivine rosło z każdą chwilą, ukazując coraz więcej szczegółów. Rozległą przystań, gdzie dokowało kilka statków i jachtów, turystyczną promenadę, gdzie stały uśpione, opatulone brezentem stragany, słynną z nadmorskiej kuchni restaurację z dwoma gwiazkami slurpuffa. Wśród domów mieszkalnych wznosiła się sala treningowa, gdzie trenerzy mogli zawalczyć o odznakę minerału. Wszystkie ulice udekorowane były latarniami, które połączone były ze sobą girlandą różnokolorowych flag.  Za latarni morskiej wyłoniła się niewielka płyta, na której Keoni najwyraźniej zamierzał wylądować. Helikopter wolno zaczął obniżać lot, tym razem znoszony miękko przez wiatr, który jakby chciał, abyście mogli zagościć w Johto.
Maszyna delikatnie osiadła na betonie, a mężczyzna zaczął wyłączać przyciski na kokpicie, pozwalając, aby skrzydła zwolniły bieg i wolno zamarły. Keoni zdjął słuchawki i odwrócił się do ciebie z uśmiechem na ustach.
- Witaj w Johto, Morozov - jego białe, równe zęby odbiły się w promieniach porannego, jothańskiego słońca. Nad helikopterem przeleciały trzy Hoothooty, wracając do swoich kryjówek.
W stronę lądowiska zbliżała się czarnowłosa kobieta około trzydziestki w letniej sukience w kwiatki. U jego boku dreptał Aipom, trzymając w ogonku jakąś niebieską jagodę.
Powrót do góry Go down
Stella

Stella


Liczba postów : 348
Dołączył : 13/06/2019

Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. Empty
PisanieTemat: Re: Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower.   Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. EmptyNie Cze 23, 2019 9:45 pm

___Olivine City... Tyle sama wiedziała, to wynikało z dokumentów otrzymanych od Wicke. Miasto nadmorskie słynęło z ogromnych portów, morskich jak i lotniczych. Idealne miejsce do lądowania. Nie zdziwiłaby się, gdyby farma znajdowała się w drugim końcu Johto, ale szczęśliwie z miasta nie było tak daleko do tamtejszego ośrodka. Czekała ich długa, męcząca droga... Niemniej, cokolwiek na nią tam czekało, nie bała się wziąć ryzyka za rogi. Stella poprawiła kosmyk włosów, który uciekł spod nausznika słuchawek i latał nad brwiami. Powietrze robiło się chłodniejsze, choć wnętrze kabiny nagrzewało się dzięki ciągle pracującym mechanizmom. I tak mogła dziękować tylko swojej przezorności, że włożyła długie spodnie i kurtkę, chroniąc się przed zimnym wiatrem, który co jakiś czas lubił osmagać jej włosy. Kokpit nie był całkowicie odseparowany od świeżego powietrza, przez kilka miejsca wlatywała bryza, co było przyjemnie orzeźwiające. Dziewczyna dalej, w nieodkrytej fascynacji przyglądała się jak niebo i ocean stają się jednym. Wiatr nie dawał za wygraną i co jakiś czas lubił podroczyć się z helikopterem – turbulencje nie były ogromne, ale wystarczające, by Keoni złapał za stery, walcząc z prądem powietrza. Zapach burzy im nie towarzyszył, więc być może najciemniejsze chmury pozostały za nimi. Młody mężczyzna pozornie z lekkością zwrócił helikopter na odpowiednie tory, lecz wymagało to od niego o wiele większej pracy niż mogła się spodziewać... Tak, widziała to po tym jak zaciska dłonie na drążku i napinają się jego mięśnie. Skupiony wzrok, zaciśnięte wargi, obraz człowieka pochłoniętego pracą. Wyczuwał jednak bezbłędnie działanie maszyny i uporał się z problemem, by w końcu móc rozluźnić się i odetchnąć, na tyle, na ile mógł sobie pozwolić.
___Szczerze, Stella spodziewała się, że zacznie mówić o tym, jak trudna jest ta praca i ile wysiłku go to kosztowało... Nie, by miała mu to za złe. Większość ludzi to ignoranci, którzy jadąc autobusem i stojąc w środku korku, będą obarczać całą winą kierowcę. Lub oczekując posiłku w restauracji, po pięciu minutach mają pretensje, że nie dostali swojego dania... Pogląd ten wynikał z braku świadomości jak pewne rzeczy działają oraz zależności między nimi. Nie byłaby zdumiona, gdyby Keoni, w teorii na przykład, dorabiając sobie jak pilot wycieczek, słyszał co chwile podobne narzekania. Świadczyło to o tym, że ma sporą cierpliwość, lub, ocenił, że jest z Aether Paradise i w teorii wie jak trudna może być jego praca. Niektórzy zapominają, że choć Stella jest w trakcie trzeciego roku studiów to większość przedmiotów już zaliczyła i przecież rozpoczęła praktykę jako lekarz pokemonów... Musiała się przypominać, że czeka ją tylko obrona pracy a potem dyplom pierwszego stopnia lekarskiego... Nie chciała wiedzieć ile razy zdolności Keoniego były podważane w podobny sposób przez przypadkowe osoby, choć musiał odbyć specjalistyczne szkolenie... Ludzie są na tyle głupi, że podważą wiedzę lekarza medycyny przeczytaną w internecie plotką... A co dopiero operowanie tonowym pojazdem? Z własnej kieszeni kurs kosztuje dużo, za dużo by ktoś kto nie jest milionerem mógł sobie na to od tak pozwolić, lecz włączyli go pewnie do szkolenia wojskowego lub zwiadowczego... W połączeniu z muskulaturą tłumaczyłoby to wiele, acz bez większych informacji mogła tylko snuć domysły czym dokładnie zajmuje się pilot. Nie mogła jednak odmówić mu opanowania i szczęśliwie, braku potrzeby wciągnięcia ją w rozmowę. Pomimo swobody jaką prezentował i drobnych żarcików, wiedziała, że przyjrzał się jej baczniej. Mógł ocenić, że nie jest chętna do konwersacji i ku jej wdzięczności uznać, że w takim razie nie, powie co ma powiedzieć i zajmie się sobą. I powiedział, jak liczyła, trochę więcej niż wymagało tego udzielenie odpowiedzi na jej pytanie.
___… Też nie jesteś w jej typie. - skomentowała nieznacznie przedstawioną jej sytuację Stella, gdy wysłuchała całej historyjki. Wicke była od nich starsza o jakieś piętnaście jak nie dwadzieścia lat... Może oczywiście, kto jej zabroni, preferowała młodszych od siebie, lecz była typem cierpliwej, wybaczającej wszystko matki. Większość mężczyzn uwielbia, gdy się nimi opiekują, ale Wicke potrzebowała kogoś, kto po całym dniu zajmowania się innymi, otoczy i ją opieką. Także... Nie. Plus dla Keoniegoa za to, że miał taką pewność siebie, minus za to, że nie potrafił jej dobrze wykorzystać. Bajka o niemalże zbłaźnieniu się przed kimś nie powinna nikomu imponować... Acz z drugiej strony lepsze to niż przechwalanie się swoimi osiągnięciami jak większość przedstawicieli jego płci. Albo paplał co mu ślina na język przyniesie, albo miał kompletnie gdzieś co Stella sobie o nim pomyśli... Lub po prostu nie wiedział jak zachowują się typowe samce w towarzystwie kobiet. Było to ciekawe doświadczenie, bo w przeciwieństwie do niej nie dopierał z rozmysłem słów, prezentując raczej postawę nonszalanckiego rozmówcy. I nie próbował jej zaimponować. Chyba? Dwa miesiące i wredne spojrzenia z każdej strony mogły ją na tyle spaczyć, że już zapomniała jak to jest rozmawiać z innymi. - Huh. - Na wzmiankę o wyniosłym tłuścioszku w białym kombinezonie dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie, choć w tym jak uniosła kącika warg mógł ujrzeć zrozumienie co do jego opinii. Pojawiła się w nim subtelna kpina, z rodzaju tej, jaką dzielą dwie osoby wspólnie nie przepadające za kimś lub czymś konkretnym. - Możesz mieć. - skinęła lekko głową, by oprzeć ją o oparcie fotela. - Też do nich coś mam. - zakończyła bez emocji, nie robiąc sobie nic z jego nerwowych ruchów.
___Wsunęła się bardziej w siedzenie, poprawiając ułożenie nóg i splatając ramiona na piersi. Chłodne palce schowała pod materiał kurtki, by nieco je ogrzać... Khuno pewnie by ją ogrzał swoim miękkim futrem, lecz za dużo by doświadczył stresu podczas tej podróży, a nie zamierzała ryzykować jego samopoczuciem bo marzną jej dłonie. Opuściła lekko głowę, zamykając oczy, oddając się miękkiej ciemności. Szum śmigła oraz silników w tle łączył się z odległym chlupotem fal oraz powiewami wiatru. Działało to jak dziwna kołysanka, wypełniająca umysł kojącymi dźwiękami... Do snu Stellę zawsze tuliły myśli o jej badaniach, o tym co zamierza zrobić następnego dnia oraz rozmyślania na tematy, głównie, egzystencjalne. Wieczorami, po zakończonej pracy włączały się jej skłonności do filozofowania i wprowadzały w swój świat, dopóki im nie umknęła... Teraz w jej głowię nie było nic z tych rzeczy, każda myśl, która się tam zatliła, gasła, ustępując miejsca spokojnym szumom. Było to nieznane jej zjawisko, ale dziwnie przyjemne. Rozchyliła powieki sennie tylko na moment, gdy w słuchawkach usłyszała ciche nucenie. Keoni nie odsunął do końca mikrofonu od swoich ust, więc słyszała spokojną melodię, jaką urozmaicał sobie podróż. Hm... W połączeniu z odgłosami lotu nie brzmiało to źle...
___Śniła się jej śnieżyca.
___Ciepło wyrwało ją ze snu, powoli, spokojnie, nie jak głośny budzik, lecz dłoń głaszcząca po policzku. Stella odruchowo rozchyliła powieki i przymknęła je z powrotem, gdy blask podrażnił źrenice. Uniosła głowę, powoli na nowo zdając sobie sprawę gdzie jest – jakiś kilometr nad powierzchnią oceanu, w głośnym i ciasnym helikopterze... Rozbudziła się stosunkowo szybko, mrugając powiekami i ponownie sięgając po swoje ciemne okulary. Kark nieco jej zdrętwiał od spania w niewygodnej pozycji, nie mówiąc o mięśniach, które prosiły się o codzienną rozgrzewkę... Na to będzie musiała trochę poczekać, nie lubiła zmian w swoim rozkładzie dnia, lecz pewne rzeczy były poza jej ustaleniami. Gdy tylko wzrok przyzwyczaił się do światła z pewną milczącą satysfakcją przyglądała się gorejącej, pomarańczowej kuli, która wtoczyła się zza linii horyzontu. Ciemność nocy ustępowała błękitowi, który przechodził w róż, żółć oraz intensywną pomarańcz naokoło słońca... Lecz wpatrywanie się w ten widok wypalało plamy na jej siatkówce, także zakryła oczy granatowymi szkłami swoich okularów. Przetarła kąciki powiek, oczekując już na moment lądowania, gdy będzie mogła trafić do łazienki czy choćby źródła wody i doprowadzić się do porządku po nocy spędzonej w helikopterze. Jej włosy cały czas rozwiewał wiatr... Będzie potrzebowała użyć szczotki, jeśli tylko nadarzy się taka sposobność. Uniosła dłoń w geście powitania, gdy Keoni ją przywitał, drugą zasłaniając ziewnięcie. Hm... Świt. Patrząc na strefę czasową oraz to, że Stella już z przyzwyczajenia budzi się o piątej, musiała być mniej-więcej ta godzina. Ah tak, kawa... Taka mocna, gorąca i gorzka, od razu stawia na rogi.
___ - Jeśli puścisz stery i wyłączysz żyroskop na kilka minut, adrenalina powinna podziałać lepiej niż kofeina. - rzuciła nieświadomie coś na kształt żartu dziewczyna swym sztandarowym, neutralnym tonem, najwyraźniej jeszcze się budząc, bo słowa wypadły jej z ust nim zdążyła zareagować. Oh nie, co teraz zrobi jak Keoni zda sobie sprawę, że jak większość ludzi ma poczucie humoru? … Oczywiście nic, bo była to tylko sarkastyczna myśl, którą się nie przejęła. Jej wzrok skierował się na malownicze miasto przed nimi... W porównaniu do uroczych i naprawdę swojskich miast Aloli prezentowało się słabo, a w kontraście z wieżowcami Unovy, sympatycznie i spokojnie. Punktem orientacyjnym tego miejsca była okazała latarnia morska, której żywe barwy widoczne były z daleka... Ale miasto było senne, oprócz nich, większość osób spała. Jedynie kutry i statki, prowadzone przez niezmordowanych rybaków wracały z nocnych połowów albo udawały się na kolejną wyprawę. Stella ujrzała plażę oraz nadmorską część miasta – doki, promenadę wypełnioną zamkniętymi straganami, które pewnie i tak sprzedają plastikowe bibeloty... Restauracje, bary, knajpy, sklepy z pamiątkami oraz coś co mogło być muzeum rybactwa..? Im bliżej się zbliżali, tym bardziej widok się zmieniał. Turystyczna części miasta zamieniła się w miejską, schludne domki, bloki oraz osiedla z ogródkami wyskoczyły przed nimi, a dziewczynie zawsze kojarzyły się one z chatkami z książeczek dla dzieci – wychowana była w końcu w metropolii i taki widok to dla niej był egzotyczny. Ogromny, szary budynek należeć musiał do lidera sali tego miasta... Hm, kto wie, może by się spróbować wpadnie tam z Khuno, jeśli czas pozwoli? Acz z drugiej strony miała o wiele ważniejsze sprawy na głowie by bawić się w zbieranie odznak jak dziesięciolatek. Słońce odbiło się od metalicznej oznaczeń lotniska, gdzie skierował się helikopter. Maszyna zwolniła w charakterystyczny sposób, a Stella usiadła spokojnie, oczekując momentu aż wylądują. Keoni kontrolował machinę niezawodnie i oto niewielki kolos z metalu, osiadł z gracją baletnicy na betonowej płycie. Śmigła pracujące niezmordowanie od paru godzin zwolniły i w końcu stanęły, dając helikopterowi możliwość do odpoczynku. Zapadła cisza... Jakże dziwna, gdy zabrakło tego szumu w tle. Stella zdjęła słuchawki i przeczesała palcami włosy, przytakując głową na uśmiech mężczyzny. Ta podróż mogła minąć o wiele gorzej a była więcej niż znośna.
___ - Dziękuję za podróż. - odłożyła słuchawki na oparcie siedzenia, by przesunąć się na fotelu i z gracją wyskoczyć z kokpitu. Szpilki lekko musnęły płytę z betonu, nie przeszkadzając w niczym, podczas gdy dziewczyna wyprostowała się i przeciągnęła w świetle wschodzącego słońca... Oh, jak dobrze było rozciągnąć, choć odrobinę, mięśnie po godzinach bezruchu. Odetchnęła i pierwsze co zrobiła po wyjściu, było wyjęcie z kieszeni Luxury Ball'a i wypuszczenie Khuno. Lisek mógł przywitać nowy region i atmosferę tego miejsca w tym samym czasie co ona... W końcu obiecała, że od razu go wypuści jak będą na miejscu. Uśmiechnęła się lekko na jego widok i skinęła mu głową, gdy na nią spojrzał. Nie musiała go instruować jak ma się zachowywać w obcym miejscu, więc zwróciła oczy na swoją torbę. Khuno wiedział, że nie zna terenu i nie zamierzył się zanadto oddalać, choć nie przeszkadzało mu to w przechadzce po płycie lotniska i podziwianiu widoków. Ah tak, bagaż, wszystko co potrzebne i niezbędne... Stella zaczęła rozplątywać pasy zabezpieczające szarej torby. - Wicke nie wtajemniczyła mnie w to, czy będziesz moim pilotem w drodze powrotnej. - zwróciła się do Keoniego, mocując się z zapięciem. - Nie wiem, ile czasu zajmą badania, więc trudno mi określić datę powrotu. - dodała, wyjmując torbę spod siedzenia pasażera i opuszczając na ziemię. Ponieważ mężczyzna całą noc zajęty był pilotażem, najrozsądniejszą opcją był teraz dla niego odpoczynek i jeśli zamierzał wrócić do Aloli, solidna drzemka. Z drugiej strony, mógł mieć krewnych w tym regionie i planować zostać tu dłużej. Z dwojga złego wolała by on pilotował helikopter niż ktoś z Aether Paradise, lecz nie zawsze ma się to, co się chce. Czekając na jego odpowiedź spostrzegła, że Khuno wlepia czujne ślepia w nadchodzącą osobę.
___Stella przeczesała lekko włosy i zdjęła okulary, zakładając je sobie za dekolt bluzki. Nie spodziewała się od razu komitetu powitalnego i żałowała, że nie miała chwili by się na niego przygotować, lecz nie było odwrotu. Ciemnowłosa kobieta zbliżała się w ich kierunku, wyglądając raczej jak turystka w zwiewnej sukience i w towarzystwie małpki niż naukowiec, lecz pozory bywają mylące. Fakt, że Stella miała namiary na farmę i spokojnie dostałaby się tam sama, nie zatrzymałyby Wicke przed zorganizowaniem jej transportu nawet i tam...
Powrót do góry Go down
Chmurek

Chmurek


Liczba postów : 1058
Dołączył : 27/02/2019

Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. Empty
PisanieTemat: Re: Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower.   Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. EmptySro Cze 26, 2019 8:00 pm

Keoni znów się wyszczerzył, choć tym razem na jego twarzy odmalowało się zmęczenie, a oczy odbijały echo nieprzespanej oczy. Stał oparty o helikopter z nogą na podwyższeniu i przyglądał się Khuno, który wąchał płytę, na której się znalazł. Miejsce było mu obce, podobnie jak zapachy i ludzie.
- Nie martw się, nie zostawię tutaj samej. Wickie zadbała o to, abyś bezpiecznie wróciła do Aloli - zaczął, zerkając na zegarek. - Mam oczekiwać twego powrotu. A dopóki nie wrócisz, cóż ... kto powiedział, że mnie nie przydadzą się wakacje - oczy na moment odżyły. Mężczyzna zapewne doskonale zaplanował już swój czas tutaj.
Tajemnicza kobieta zbliżyła się do was, a jej twarz ściągał łagodny profesjonalizm. Nie uśmiechała się, ale nie wyglądała też marsowo. Aipom niemal natychmiast wyprzedził swoją towarzyszkę i podbiegł do pokemona, które być może widział pierwszy raz w życiu. Z zainteresowaniem przyjrzał się dziwnemu stworzeniu, po czym ogonkiem próbował go dotknąć. Vulpix natychmiast instynktownie odskoczył, jeżąc się i warcząc ostrzegawczo. Kobieta natychmiast złajała swego pokemona.
- Bardzo przepraszam. Aipom jest ciekawskim pokemonem, a tutaj nie spotykamy lodowych lisów - zaczęła, ale zaraz ze zmieszaniem pokiwała głową. - Ale gdzie moje maniery. Przepraszam! - wykonała ukłon. - Witam Panienkę w Johto, kraju legend. Nazywam się Martha i jestem asystentką burmistrza. Została przydzielona mi funkcja Panienki przewodnika, choć tak naprawdę mam jedynie zaprowadzić Panienkę do dorożki, która czeka już na dole - odwróciła się spoglądając na schody, które zapewne prowadziły w dół na ulicę.
Keoni chichotał pod nosem, przyglądając się całej sytuacji, ale odezwał się ani słowem. Przywołał za to Aipoma, który z radością podbiegł do niego, wskakując mu na ramię i z zaciekawieniem przyglądając się wnętrzu helikoptera. Pokemon wyglądał jakby z chęcią odbył małą podróż, a przynajmniej mógł powciskać kilka przycisków, które tak zachęcająco odbijały słońce na kokpicie.
- Najmocniej przepraszam, że nie będę w stanie towarzyszyć Panience przez całą drogę, ale zapewniam, że przejażdżka i bez tego będzie niezwykle przyjemna - kontynuowała niestrudzenie czarnowłosa. - Droga nie powinna zająć więcej niż godzinę, gdyż choć farma znajduje się kilka kilometrów za miastem, prowadzi do niej brukowany trakt - zakończyła, przywołując z powrotem swego pokemona, który niechętnie opuścił umięśnione ramię pilota.
- Jeśli Panienka pozwoli - wskazała ręką na schody, w geście, który miał oznaczać, że powinnaś pójść przodem. W dół, po schodach, za którymi mogło kryć się wszystko.
- Ej, Morozov - zawołał Keoni, zdejmując z siedzenia drugiego pilota płócienną torbę na ramię. - Baw się dobrze! Do zobaczenia po powrocie, może się opalisz - rzucił żartem, kierując się w stronę zachodnich schodów, których wcześniej nie zauważyłaś. Widocznie z płyty lądowiska prowadziło kilka różnych dróg do miasta.
Vulpix zbliżył się ku twoim nogom, wiedząc, że jest przy ich najbezpieczniej. Swoją uwagę skupił głównie na Aipomie, który ze względu na próbę bezpośredniego kontaktu zrobił sobie w nim wroga. Łypał na niego ostrzegawczo, wskazując mu miejsce w szeregu. Małpka poddała się i mocniej objęła szyję swojej trenerki. Ci dwoje za pewno się nie zaprzyjaźnią.
Nim ruszyłyście, nadgarstek kobiety zadźwięczał delikatną melodią. Ruchem drugiej ręki wcisnęła na nim jakiś przycisk, a do ucha włożyła malutką słuchawkę, którą wyjęła z boku urządzenia. Zegarek ten nazywał się PokeNav i był nie tylko zwykłym czasomierzem, ale także mapą i telefonem w jednym.
- Oczywiście. Tak. Rozumiem. Dokładnie - rozmowa widocznie nie wymagała od Marthy więcej poza tym, aby przytakiwać. - Zgadza się. Przed chwilą. Właśnie kierujemy się do powozu - zrelacjonowała szybko, zupełnie nie przejmując się twoją obecnością. Choć nie słyszałaś drugiej strony konwersacji nie mogła ona być prywatna. - Rozumiem, Dyrektorze Oddziału Fabo. Będziemy w kontakcie - ponownie nacisnęła jakiś przycisk, wyjmując słuchawkę.
- Chodźmy - poprosiła, puszczając cię przodem.
Powrót do góry Go down
Stella

Stella


Liczba postów : 348
Dołączył : 13/06/2019

Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. Empty
PisanieTemat: Re: Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower.   Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. EmptySro Cze 26, 2019 10:05 pm

___Czyli Keoni pozostanie tu tak długo jak ona... Stella przytaknęła odruchowo słysząc jego słów. To było jej na rękę, gdyby potrzebowała nagłego powrotu do Aloli albo jakiegokolwiek transportu mogła się do niego zwrócić. Obecność mężczyzny mogła się przydać, a choć ich charaktery znacznie się różniły, była ponad to – został wynajęty przez Wicke i odpowiadał tylko przed nią, więc nie miał większego kontaktu z Aether Foundation. Prawdopodobnie, bo równie dobrze mogła się obawiać jego towarzystwa... To było okropnie skomplikowane a jednocześnie za proste, ale Stella nie byłaby sobą, gdyby miała zacząć się tym zbyt przejmować. Przykucnęła, by otworzyć torbę i wyjąć z notesu czystą kartkę. Zapisała na niej swój prywatny numer telefonu oraz wiadomość, by nie podawał go nikomu innemu i złożyła papier na pół. Oczywiście, że miała osobną kartę sim, zabezpieczoną i utajnioną przed pozostałymi sieciami oraz inny numer niż ten, który przedstawiła w Paradise. Hm... Johto... Keoni powinien w jakiś sposób znać to miejsce... Choć forma w jakiej się zwrócił do niej „Nie zostawię Cię tu samej” uderzyła w jej dumę, jakby potrzebowała niańki... Oh, well. Zgrała sobie całą mapę regionu na telefon i zamierzała na wszelki wypadek zaopatrzyć się w papierową wersję, by na własną rękę zbadać okolicę. Nikt nie mówił, że wszystkie badania mają mieć miejsce na farmie, ani, że pod pretekstem oględzin dzikich Gloomów nie będzie mogła pobłądzić w lesie w czasie wolnym. Nie zamierzała tak od razu podporządkować się zmianie swojego rozkładu dnia, o nie...
___Tymczasem kobieta zbliżyła się na tyle, że Stella mogła ujrzeć jak jej pokemonowi pojawia się ciekawski błysk w oku i oto Aipom podbiega w ich stronę szybko. W prędkością błyskawicy przyczłapał, stanął dosłownie kilka centymetrów od Khuno, przyglądając mu się z zaciekawieniem i naruszając jego strefę komfortu, więc reakcja stworzenia nie zdziwiła dziewczyny – odskoczył, zbliżając się do niej, wyginając grzbiet i jerząc sierść. Obnażył kły i warknął cicho, nie spuszczając fioletowej małpy z oczu, ostrzegając, że będzie się bronił, jeśli się nie odsunie. Kobieta wydawała się speszona zachowaniem Aipoma, więc pośpieszyła z wyjaśnieniami, a Stella ze zrozumieniem skinęła głową. Biedny Khuno, być może jest jedynym przedstawicielem lodowych Vulpixów w Johto, co przysporzy mu niechcianej sławy i zainteresowania innych... Będzie musiała z nim porozmawiać na ten temat. I ot Martha ma być jej przewodniczką... Ciekawe, jakby właśnie przed chwilą nie stwierdziła, że takiego nie chce i nie potrzebuje. Nie czuła się dobrze, że świadomością, że ktoś śledzi każdy jej krok i przygląda się wszystkiemu co robi podczas jej pierwszej indywidualnej wyprawy... Choć to jeden z tych politycznych dyskomfortów, które trzeba przetrawić, by nie wyjść na ignoranta. Niemniej, kobieta przyznała, że odprowadzi ją tylko do dorożki, co znacznie polepszało ją sytuację, acz i tak nie była zadowolona z nieformalnej opiekunki... Rozumiała, że Wicke wszystko zaplanowała, lecz o tego rodzaju transport zadbałaby sama.
___Dziękuję, miło mi. Bez tytułów. Stella wystarczy. - powiedziała, gdy kobieta po raz któryś nazwała ją per „panienką”... Co to, średniowiecze? Odwróciła spojrzenie na Aipom, który zachwycony pobiegł w kierunku Keoniego, a rozbawiony mężczyzna dał pokemonowi pobawić się wszystkimi przyciskami oraz przełącznikami. Stworzenie było wniebowzięte, dopóki Martha go nie przywołała, a gdy małpka znalazła się na jej ramieniu, Stella dopiero wtedy podała kartkę ze swoim numerem Keoniemu. Pokemon był za wścibski jak na jej gust. Za to samotna podróż dorożką nie wydawała się złym pomysłem... Do czasu. Skoro dorożka jechała do farmy godzinę, standardowo, powinno to być z tego miejsca dwugodzinny spacer, czyż nie? Gdy kobieta wskazała jej stronę schodów, przytaknęła głową. Pora ruszać i rozgrzać trochę zastałe mięśnie. Na zaczepkę Keoniego dziewczyna tylko uniosła dłoń, żegnając się z nim i zmierzając ku zejściu z płyty. Khuno był wyraźnie zafrasowany obecnością małpiego pokemona, co w tej chwili było jej na rękę. Pilnował się jej nóg i obnażał kły, ilekroś Aipom się zbliżył – a, że był przymocowany do swojej trenerki, trzymało ją to na dystans. Nie spoufalała się, była jak najbardziej poprawna i uprzejma, ale szósty zmysł wbił pazury między żebra. Stella przykucnęła na chwilę przed Vulpixem, dotykając jego pyszczka dłonią. - Khuno. Pilnuj. - powiedziała cicho, o wiele za cicho by kobieta czy jej pokemon mogły to usłyszeć. Dała przyjacielowi znać, by miał się na baczności, co nie zmieniłoby jakoś jego zachowania, biorąc pod uwagę, że Martha miała go już za niebywale nieprzyjaznego pokemona. Z reszta jej uwagę odwróciła pikająca melodyjka na jednym z najnowocześniejszych zegarków. Przez moment Stella myślała, że rozmawia z burmistrzem, lecz usłużna maniera z jaką mówiła coś jej przypominała... Ah tak, usłyszała imię i wszystko stało się jasne. Nawet jak się pali Faba nie daje pracownikom niższego szczebla dojść do głosu, zbyt zajęty autoreklamą by zauważyć, że wszyscy naokoło pędzą z gaśnicami. Khuno również zareagował na to imię. Uniósł uszy o parę milimetrów wyżej, po czym opuścił do normalnej pozycji. Mądry pokemon. Stella skinęła głową i ruszyła w dół schodów.
___Ile czasu zajmuje dojście do farmy z miasta? – zapytała, gdy schodziły na dół. Jedną dłoń trzymała na pasku torby, drugą luźno w okolicach kieszeni.
Powrót do góry Go down
Chmurek

Chmurek


Liczba postów : 1058
Dołączył : 27/02/2019

Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. Empty
PisanieTemat: Re: Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower.   Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. EmptyCzw Cze 27, 2019 7:46 pm

Poranek zapowiadał się ciepły. Na niebie nie widać było nawet jednej, rozstrzępionej, białej chmurki, a znad oceanu nawet tutaj w głąb miasta docierała bryza, delikatnie ochładzając skórę. Zewsząd dało się słyszeć budzące się miasto - dźwięki unoszonych rolet, brzdęk filiżanek, gwizdanie czajników, ujadanie psich pokemonów. Vulpix wsłuchiwał się w te odgłosy z ożywieniem, ale ani na moment nie spuścił wzroku z Aipoma. Pokemon zbytnią poufałością zaszedł liskowi za skórę i nie wyglądało na to, aby miało dojść do jakiegokolwiek przebaczenia.
- Proszę się nie martwić, Pani... - urwała, rumieniąc się. - Nie martw się, podróż dorożką minie bardzo szybko, a mijane krajobrazy na pewno uprzyjemnią przejażdżkę - zapewniła, schodząc w dół po schodach. Nagle jakby dotarł do niej sens twojego pytania. - Chyba nie chce Panienka iść tam piechotą?! - wróciła do dawnego nazewnictwa. - Zależy jak Panienka szybko się porusza, ale to co najmniej dwie godziny spaceru, o ile nie dłużej. Proszę pozwolić się tam zabrać dorożce - poprosiła, ucinając temat i przyśpieszając kroku. Zdawało się, że zacznie poruszać się po dwie stopnie na raz. Na szczęście przeszkadzała jej w tym sukienka.
Kiedy dotarłyście do stóp schodów, ujrzałaś białą, drewnianą, odsłoniętą dorożkę zaprzęgniętą do rosłego Taurosa, który niecierpliwie przebierał kopytami. Jego rogi były długie, co świadczyło, że pokemon nie należał do najmłodszych. Na widok Marthy zaryczał delikatnie, jakby z radości. Pojazd nie miał woźnicy ani nawet miejsca na niego. Widocznie ciągnący go pokemon doskonale znał cel i potrafił tam trafić. Pozostawało jedynie pytanie co jeżeli na trasie doszłoby do wypadku albo coś sprowokowało Taurosa?
- Przygotowałam dla Panienki śniadanie - poimformowała kobieta, zatrzymując się przy dorożce i otwierając małe drzwiczki. Odsłoniła tym samym siedzisko, na którym stał wiklinowy koszyk przykryty jedwabną, białą chustką. - Mam nadzieję, że nie ma Panienka nic przeciwko warzywom - uśmiechnęła się po raz pierwszy odkąd wasze drogi się skrzyżowały. - Na miejscu będzie czekał na Panienkę właściciel farmy, stary Sawyer - dodała, zdejmując z siebie Aipoma i kładąc go na ziemię. Pokemon natychmiast pierzchnął w głąb miasteczka, gdzie zdrapał się na pierwszy płot na jaki natrafił, zupełnie jakby kostka brukowa go parzyła.
Martha odsunęła się od pojazdu nie wiedząc jak się zachować. Wyglądało na to, że chciałaby już odejść, ale kultura i dobre wychowanie nie pozwalało jej oddalić się stąd przed tobą. Na jej twarzy malowało się także pytanie, gdy wstrzymywała się z jego zadaniem. Wreszcie poddała się i zapytała.
- Czy jeśli nie byłby to kłopot, mogłaby Panienka poinformować mnie o dacie i godzinie swojego odlotu? Mam pewną przesyłkę dla Dyrketora Faby i pomyślałam, że być może Panienka mogłaby ją dla mnie dostarczyć - spojrzała łagodnie w twoją twarz, szukają oznak aprobaty.
Powrót do góry Go down
Stella

Stella


Liczba postów : 348
Dołączył : 13/06/2019

Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. Empty
PisanieTemat: Re: Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower.   Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. EmptyPią Cze 28, 2019 8:40 pm

___Johto w swej temperaturze znacznie odbiegało od Aloli. Tam gorące słońce zaczynało prażyć od samego wschodu, ożywiając tak wytęskniony przez turystów tropikalny klimat, podszyty wilgocią lasów równikowych. Tutaj, ta część świata nagrzewała się powoli, stopniowo, promienie przemierzały miasteczko budząc mieszkańców. Stella czuła w powietrzu zapach rosy, która osadziła się na liściach kwiatów rosnących w donicach po obu stronach schodów. Jeszcze gdzieś tam chował się chłód nocy, lecz ustępował przed słońcem, pnącym się w górę, coraz wyżej i wyżej, nieubłaganie po nieboskłonie. Patrząc w jasne niebo widziała jak gorejąca kula wychyla się zza drzew w oddali, czekając na odpowiedni moment. Która mogła być godzina? Szósta, siódma, z tego co mówił jej biologiczny zegar. Dźwięki dochodzące z miasta były wystarczającym potwierdzeniem, że nastał już ranek i mieszkańcy Olivine City szykują się na kolejny dzień. Khuno poruszył uszami, próbując zlokalizować te dźwięki, nie spuszczając oczu z Marthy. A raczej Aipona. Cóż zrobić, rozumiała go aż za dobrze – oboje nie cierpieli niepotrzebnej poufałości i nie przepadali za kontaktem fizycznym, a ich przestrzeń osobistego komfortu była dość spora. Dlatego Stella nie podchodziła do nikogo bliżej niż na pół metra, chyba, że wymagała tego sytuacja. Nikt jej nie powinien za to winić, zwłaszcza, że większość pracowników Aether Paradise, pomimo pracy fizycznej, oszczędzała na kąpielach i mydle. Zadziwiająca decyzja, jeśli trzeba zajmować się Mukami i Garbodorami... Atakowali ją odorem a ona nie pozostawała im dłużna, rozdając pracownikom kostki mydła. Jeśli byli w Aether, ich sytuacja finansowa nie była tak trudna by nie móc kupić podstawowych środków higieny, ale urażony wyraz twarzy był balsamem na jej duszę. I podziałało, choć pozostały ewenementy, jak ognia bojące się pryszniców.
___Spokojnie... Wystarczy mi tylko ta informacja. - uniosła lekko brew Stella, widząc zachowanie kobiety. Chyba nie była przyzwyczajona, by ktoś w tym małym mieście odmawiał gościnności i uprzejmości mieszkańców, ani tym bardziej znalezienia jej dorożki. Mało-miastowi ludzie byli bardziej skłonni do poświęceń i pomocy innym niż tacy z metropolii, przynajmniej to mówiła jej skromna obserwacja. O której Martha musiała wstać, o piątej, by to zorganizować? Niemniej, wizja dwugodzinnego spaceru nie wydawała się być taka zła po kilku godzinach spędzonych w jednej pozycji... Przesiedzieć kolejną godzinę w dorożce i dać mięśniom ścierpnąć jeszcze bardziej? Trudna decyzja, ale widząc po cieniu paniki w ruchach Marthy, zależało jej na tym by trafiła dorożką do celu podróży. Albo obawiała się o jej czas, wygodę i zdrowie, albo, cóż, gdyby Stella stwierdziła, że za bardzo jej na tym zależy, mogłaby uznać, że dziewczyna zaczyna mieć początki manii prześladowczej. Zeszły spokojnym krokiem ze schodów, znajdując się na malowniczej uliczce, prowadzącej w głąb miasta. Brukowana kostka ładnie komponowała się z zadbanymi domami oraz przydomowymi ogródkami. Dosłownie, swojski obrazek o jaki trudno w Unovie... Kilka metrów dalej stała prosta dorożka. Drewno pociągnięto białą farbą, pojazd był zaskakująco prosty w budowie, na pierwszy rzut oka lekki, turystyczny, typowy do przejażdżek... Niech będzie. Nie wyglądało na to, by spod siedzeń miał wyskoczyć Faba. Z krytyczną rezygnacją Stella stwierdziła w myślach, że może jednak dostaje tej paranoi, skoro spodziewa się lada moment zobaczyć tego bufona... Ugh. Nie pozwólmy sobie zwariować. Tauros był wyjątkowo dobrze wychowany. Zareagował na widok Marthy i tylko to. Był całkiem zadbanym pokemonem, pomimo swojego wieku – mocna, lśniąca sierść, błyszczące kopyta i rogi, bystre oczy. Wyglądał również na zdrowego i nie bojącego się ciężkiej pracy stwora – acz lekka dorożka nie była chyba dla niego żadnym ciężarem. - Piękny Tauros. - przyznała, zwracając się do towarzyszącej je kobiety. Z ciekawością Stella stwierdziła, że nie ma tu woźnicy i będzie sam na sam z pokemonem podczas przejażdżki... Niby czyjeś ludzkie towarzystwo by jej w niczym nie przeszkodziło, ale wpadła na pewien pomysł. Źle się czuła, gdy jej plan dnia został zachwiany.
___...Śniadanie? Huh, to ją zaskoczyła. Pytanie tylko czy pozytywnie, bo albo dostanie coś smacznego albo trutkę na Ratatty, przemyconą w kawie. Mimo to Stella skinęła głową i lewy kącik warg uniósł się w lekkim, niezobowiązującym uśmiechu. W jej życiu było mało takich bezinteresownych, szczerych gestów, a spotkanie z tym nie było złym uczuciem. Głównie dlatego, że Stella nie lubiła i nie czuła potrzeby prosić o pomoc innych dopóki ostatecznie nie musiała, co często sprawiało, że nikt sam nie wychodził w jej stronę z dobrym słowem czy wyciągniętą ręką. Sama dbała o siebie i okazjonalnie o innych. Fakt, że jej pomoc wobec reszty społeczeństwa była raczej szorstka i trochę chłodna, ale na pewno konsekwentna - każdy ma swój charakter i sposób patrzenia na świat. Jedni ucząc dziecko pływać, kupują mu dmuchane kółko, inni wrzucają od razu do wody, a Stella była typem, który podsunąłby książkę instruktażową. Miała czasem wrażenie, że ma za wysokie mniemanie o społeczeństwie – jakby mając nauczyć kogoś podstaw matematyki, podałaby mu odpowiednią książkę i irytowała się, że ten rysuje w nich męskie przyrodzenia i obelżywe obrazki. Tak widziała swoje próby tłumaczenia innym różnych spraw... Cóż. Póki co, nikt nie rozwiał tego światopoglądu. Niemniej, wracając do rzeczywistości, gest był nieoczekiwanie przyjemny.
___Warzywa to główny składnik mojej diety. - choć tymi słowami chciała uspokoić Marthę, że wszystko idzie jak miało i na pewno zajrzy do koszyka, jej postawa była zbyt poprawna. Jakby bała się, że urazi ją swoją pomoc a jednocześnie miała być urażona, gdyby jej odmówiła. - Dziękuję, za śniadanie i odprawę. - dodała Stella, wchodząc do dorożki. Odłożyła torbę na siedzenie od strony Taurosa i przywołała gestem Khuno do siebie. Lisek nie spuszczał oczu z Aipom, który odbiegł gdzieś w głąb miasteczka. Dopiero gdy małpka odsunęła się na dobre kilka metrów, Vulpix wskoczył do dorożki i tam na siedzisko, niby już spokojny, ale co jakiś czas zerkał w stronę fioletowego pokemona. Trzeba będzie z nim porozmawiać o paru rzeczach... A na pewno o tym, by być ponad pewne zachowania, jednocześnie nie pokazując po sobie swojej czujności. W tym Stella radziła sobie świetnie, a pokemonowi przyda się trening. Była jednak zadowolona z tego, że nie próbował rzucić się na Aipoma, miał za wiele oleju w głowie by się tak zirytować i dać sprowokować, przypomniał jej tym zachowaniem o swoim uosobieniu. Prawdziwy, lodowy książę, który docinki ignoruje a reaguje tylko na groźby.
___Stella miała zamiar już usiąść i dać znać Taurosowi, że może ruszać, gdy ujrzała, że Martha nie odeszła. Stała obok w swojej niebieskie sukience i przestępując z nogi na nogę, zrobiła tylko kilka kroków w tył i zdawała się bić z myślami. Czyżby dziewczyna miała ją oficjalnie odprawić, w sensie, dziękując za wywiązanie się ze swojej pracy, krzyżyk na drogę i niech rozejdą się w swoje strony? To było już trochę zbyt... Jednak nie, nie o to chodziło. Chciała i mogła odejść, lecz coś ją zatrzymało. Stella uniosła brew, wpatrując się w nią pytająco aż gestem dała znać, by jeśli chciała, powiedziała o co chodzi. Chyba nie była aż tak straszna? Zrobiła krok i wyszła z dorożki, mając tuż za plecami otwarte drzwiczki, by mogły rozmawiać na wspólnym gruncie. Martha w końcu się przełamała i zapytała dość bezpośrednio, omijając oczywiście „panienkę”, o możliwość przysługi. Przesyłka dla Jaśnie Wielebnego Ojca Dyrektora Faby. To brzmiało interesująco...
___Mogę się tego podjąć, ale obawiam się, że w tej chwili nie mogę podać Ci ostatecznej daty wylotu – całe badania są nieterminowe i mam tu zostać dopóki wyniki nie będą zadowalające. - nic tylko podziękować Wicke oraz Fabie za ignorowanie jej raportów. Pewnie dalej siedzą zakurzone u niego w gabinecie... Albo od razu wrzucił je do niszczarki, mówiąc, że wcale ich nie dostał. Ale narzekanie nigdzie jej nie zaprowadzi, więc nie, bez takich, skupmy się na realiach. - Prawda, że zamierzam się uporać z tym jak najefektowniej. - Stella splotła ramiona na piersi, podpierając jedną dłonią brody, zastanawiając się nad wszystkimi krokami które musi podjąć, co zbadać i co zapisać w raportach. Trochę tego będzie... - Powiedzmy, w najdłuższym wypadku będę tu dwa tygodnie, a też nie jestem pewna czy na pewno zajmie to tyle tylko czasu. Myślę, że najwygodniej będzie, jeśli wymienimy się numerami telefonu. - Stella sięgnęła do torby, by wyrwać jeszcze jedną kartkę z notatnika. Złożyła ją, przerwała na równe połowy, pisząc na jednej swój oficjalny numer telefonu oraz mail – wszystko to oczywiście zatwierdzone przez Aether Paradise, acz wolała nie kłopotać się wysłaniem wiadomości do Wicke, by podała jej kontakt do Marthy i vice versa – stoją przed sobą i równie dobrze mogą wymienić się danymi po staroświecku. Wręczyła obie kartki Marthcie, by na drugim papierku napisała swój numer. - Dla mnie to żaden kłopot, jeśli przesyłka będzie rozsądnych rozmiarów i przetrwa kilkugodzinny lot. Wewnątrz helikoptera jest dość ciasno. - skinęła głową, dając znać, że większość rzeczy, które trzeba ustalić, ustaliły. - Dam znać, jak data wylotu będzie ustalona. I proszę, bez tytułów.
___Gdy wszystko zostało już wyjaśnione, wsiadła do dorożki.
___Czas nie naglił, ale jeśli Martha będzie musiała tyle stać i towarzyszyć jej przy tej odprawie, biedaczka chyba się załamie. Bardzo chciała już odejść, więc bez ociągania, Stella dała znać Taurosowi, że są z Khuno gotowi do podróży.
Powrót do góry Go down
Chmurek

Chmurek


Liczba postów : 1058
Dołączył : 27/02/2019

Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. Empty
PisanieTemat: Re: Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower.   Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. EmptyPon Lip 01, 2019 7:34 pm

Dorożka ruszyła z lekkim szarpnięciem, kiedy Tauros podjął swój leniwy marsz naprzód, kierując się ku północnej bramie miasta. Była to jedyne oficjalne wejście do miasta, gdyż na południu i wschodzie graniczyło jedynie z morzem, a na zachodzie mieściła się plaża i nie można było stamtąd nigdzie się dostać - przynajmniej nie bezpośrednio, to znaczy na nogach. Jeżeli tylko posiadało się wodnego stworka albo dostatecznie dużo pary w ramionach można było pokusić się o rejs na Cianwood City.
Martha chwilę patrzyła jak się oddalasz, ściskając w dłoni kawałek papieru z twoim numerem telefonu. Obiecała, że za chwilę zatelefonuje do ciebie, abyś i ty mogła sobie zapisać jej numer. Kiedy dzieliło was nie więcej niż dziesięć metrów, kobieta odwróciła się i ruszyła w stronę centrum miasta. Było blisko ósmej rano, powinna zacząć swoją oficjalną pracę. Miała wiele innych zadań poza przyjmowaniem zagranicznych gości.
Mijaliście na wpół uśpione ulice, aż wreszcie minęliście bramę i dorożka wjechała na mniej wyboistą, udeptaną drogę numer trzydzieści dziewięć, którą miała zaprowadzić was do celu. Farmy Black Sunny. W koszyczku ze śniadaniem, który Khuno obwąchiwał z zapałem znajdowały się cztery kanapki - z masłem orzechowym i dżemem z jeżyn, z pomidorem, sałatą i szynką, z żółtym serem oraz z ogórkiem zielonym, sałatą i prażoną cebulką. Obok stały termos z gorącą wodą oraz butelka zwykłej wody niegazowanej. W pakunku znalazły się też serwetki, saszetki z herbatą, kawa trzy w jednym oraz batonik zbożowy jako forma deseru. W małym pojemniczku znajdowało się także coś co wyglądało jak karma dla pokemonów. Vulpix uśmiechnął się delikatnie, zadowolony, że pomyślano i o nim. Nie przepadał zbytnio za ludzkim jedzeniem.
Krajobraz za granicami miasta zapierał wdech w piersi. Malownicze łąki pokryte różnokolorowymi kwiatami, które wyciągały swoje korony ku wiosennemu słońcu, biegły aż hen daleko w kierunku malującego się w oddali lasu. Gdzieniegdzie na łące leżał większy lub mniejszy głaz, a w jego cieniu rosły małe jagodowe krzaczki, których obfite pąki sugerowały, że w porze zbiorów rośliny będą aż uginać się od owoców. Na trasie leżały też sporych rozmiarów stawy, które w swojej tafli odbijały promienie słońca, wabiąc w ten sposób pokemony. A tych, pomimo wczesnej pory, na łące nie brakowało. Wśród kwiatów latały Ledyby i Butterfree, zbierając świeży nektar i zapylając je. Co chwila przelatywał też Beedrill, a to oczywiście oznaczało, że w pobliżu były ich gniazda pełne niewinnych Weedli i podstępnych Kakun. Olbrzymie, stare drzewa znajdujące się blisko żerowisk stanowiły idealne miejsce na rój, a na terenie trasy trzydzieści dziewięć było ich aż zanadto. Z daleka nie można było zobaczyć co kryją jeziorka, ale przy ich brzegu migały charakterystyczne ogonki Poliwagów. Na łące pasły się także Taurosy i Miltanki, dzikie stada dla których teren ten stanowił idealne miejsce do życia. Wśród tych wszystkich pokemonów w oczy rzucał się jeden. Był krągły, różowy i zazwyczaj widywany u boku Siostry Joy. Znalezienie dzikiego Chansey graniczyło z cudem. Ten, który spacerował po łące i zbierał kwiatki zdawał się nie zdawać sobie sprawy jakim rzadkim pokemonem jest.
Jedynym niepasującym do krajobrazu elementem była krótkowłosa dziewczyna w poplamionym farbą t-T-shircie i paletą w dłoni. Siedziała na przenośnym taborecie, a przed sobą miała olbrzymie płótno, na którym uwieczniała ten sielski krajobraz. Wydawało się, że siedzi nieruchomo, w zamyśleniu, wpatrując się w coś widocznego tylko dla niej. Na pierwszy rzut oka dało się ujrzeć duszę artystki. Była niczym niewidzialne skrzydła rozpostarte niczym płótno znajdujące się przed jej oczami. Nagle wykonała gwałtowny ruch ręką, a na płótnie pojawiły się kolejne elementy. Zabsorbowana malunkiem zapewne przeoczyłaby twoją przejażdżkę, ale wtedy Tauros wpadł w wybój, a dorożka podskoczyła z głuchym łoskotem. Nieznajoma zamarła w pół ruchu i odwróciła się. Widząc cię uśmiechnęła się tylko nieprzytomnie, pomachała na powitanie i wróciła do pracy.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. Empty
PisanieTemat: Re: Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower.   Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower. Empty

Powrót do góry Go down
 
Just living is not enough... one must have sunshine, freedom, and a little flower.
Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next
 Similar topics
-
» The art of living well: smile, flatter and hate

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
PokeKingdom :: Stare przygody-
Skocz do: