IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj

 

 So come with me where dreams are born and time is never planned.

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Chmurek

Chmurek


Liczba postów : 1058
Dołączył : 27/02/2019

So come with me where dreams are born and time is never planned. Empty
PisanieTemat: So come with me where dreams are born and time is never planned.   So come with me where dreams are born and time is never planned. EmptySob Cze 22, 2019 6:22 pm


So come with me where dreams are born and time is never planned. Tenor
~ All you need is faith, trust and a little bit of pixie dust ~


Nibylandia był krainą zlepioną z dziecięcych marzeń o przygodach, fantazji sennych i wolności. Była strefą wolną od dorosłych, ich trosk, kłopotów i zmartwień. Była stworzona dla dzieci, ich niewinności i swobodnej beztroski. Była ostatnia ostoją wyobraźni. Twoim domem. Twoim ... królestwem.
Mknęłaś nad koronami drzew, obracając się wokół własnej osi i śmiejąc wniebogłosy. Wzywali cię. Słyszałaś wyraźnie ich wesołe, charakterystyczne zawołania., brzmiące niczym podczas zabawy w indian i kowboi. Znaleźli coś i bardzo chcieli, abyś i ty mogła to zobaczyć.  Stałaś się ich niepisanym przywódcą już pierwszego dnia, kiedy życzenie sprowadziło cię na wyspę. Byłaś dla nich niczym egzotyczny skarb skondensowany do postaci trzynastoletniej, odważniej dziewczyny o długich czarnych włosach, z którą każdy chcą czy nie chcą musiał się liczyć.
Czułaś, że moc magicznego pyłku słabnie, a zasoby w twojej sakiewce były na wyczerpaniu. W Nibylandii marzenia stawały się rzeczywistością, ale nawet tutaj, aby móc latać potrzebowało się małego wspomagacza w postaci wróżkowego, magicznego pyłku. Doskonale wiedziałeś, gdzie go znaleźć. Wśród kwiatów rosnących na łące niedaleko Syreniej Zatoki mieszkało całe stado Ribombee, których pyłek miał niesamowite właściwości. Gorzej, jeżeli chodziło o jego zdobycie. Łąka była pilnie strzeżona, a podczas ostatniego wypadu niemal zmiażdżył was dziki Bewear.  
Wyraźnie zbliżałaś do reszty. Okrzyki stawały się głośniejsze, a niewidzialna nić łącząca wasze serca pulsowała intensywniej. Cztery roześmiane duszyczki, twoja paczka Zagubionych Chłopców i Jednej Dzieczynki. Doskonale pamiętałaś wasze pierwsze spotkanie. Moment kiedy ujrzałaś te cztery uśmiechnięte, dziecięce twarzyczki. Bliźnięta - Jossie i Jass, dziewięcioletnie dzieciaki o błękitnych oczach, blond włosach, które błagały o nożyczki i ubrania przypominające brązowego królika. Choć z wyglądu byli podobni, ich charaktery różniły się diametralnie. Jossie była dziewczynką, która żądała szacunku, niczego się nie bała i zawsze to ona stawiała pierwszy krok. Podziwiała cię i chciała być taka jak ty. Jej brat był jej zupełnym przeciwieństwem. Z własnego wyboru krył się w cieniu siostry, ciesząc się, kiedy nie musiał zabierać głosu. Bał się niemal wszystkiego, ale jako jedyny z grupy oprócz ciebie miał swojego pokemona - równie bojaźliwego Exeggcute. Hook, lat jedenaście, o rozbieganych czarnych oczach, ciemnej burzy loków na głowie i stroju niedźwiadka był najstarszy z paczki zaraz po tobie. Był typem intelektualisty, który lubił używać trudnych słów, choć nie zawsze je rozumiał i używał tam gdzie powinien. Powinien nosić okulary, gdyż jego wzrok nie był najbystrzejszy, ale jego stare były zbyt słabe, a nowych nie mogliście zdobyć. Ostatnim członkiem ekipy był Lock, dziesięcioletni, młody kucharz, który znany był ze swojej tuszy i charakterystycznego stroju z motywem hipopotama. Zajmował się przygotowywaniem waszych posiłków i nikt nie miał tak wyczulonego węchu jak on. Prowadził ogródek z jagódkami tuż obok drzewa, w którym mieszkaliście.
Znalazłaś ich na złocistej plaży okalającej Zatoczkę Kanibala. Pomimo masakrycznej nazwy miejsce to było przepiękne. Spora, kulista zatoka, która wylewała się do oceanu, gdzie słodka i słona woda mieszały się ze sobą ściągając dziesiątki różnych wodnych pokemonów. Do zatoczki wpływała kaskadą rzeka, która wypływała z głębi jaskini ukrytej w Krokodylej Góry, w skrócie Mt. Crock. Łagodne, ciepłe fale obmywały brzeg, odbijając na sobie blask słońca w zenicie.  Fale prócz ochłody niosły ze sobą także pokemony. Zabłąkany Shellder został wyrzucony na brzeg i leżał teraz do góry nogami z wyciągniętym językiem i bacznie obserwował siedzącego na skale u brzgu Slowpoke'a.
Z gracją wylądowałaś na miękkim piasku, który natychmiast przesypał się przez twoje gołe stopy. Grupa nachylała się nad czymś, co musiało leżeć u brzegu, a czego nie mogłaś dojrzeć. Kiedy cię zauważyli, rozstąpili się, a ty ujrzałaś co ich tak zaniepokoiło. Ktoś nowy. Ktoś obcy pojawił się na wyspie. Chłopak nie starszy od ciebie. Miał skórę tak czekoladową, że przypominał ci płynną czekoladę. Miał włosy bardziej poskręcane niż Hook, a z jego czoła sączyła się strużka krwi. Ubrany był w zwykłą koszulkę polo w kolorze brzoskwini, jasnobrązowe szorty i tenisówki. Nie nosił skarpetek, a na nadgarstku lśnił zegarek. On najbardziej przyciągał uwagę Locka, który nie wygrał jednak walki ze skomplikowanym zatrzaskiem.
-  Czy on ... czy on ... - zająkał się Jass, wyglądając na chłopaka zaa siostry.
- Umarł? - podpowiedziała mu dziewczyna, na twarzy której malowała się czysta ciekawość. - Nigdy nie wiedziałam nikogo kto umarł. Nie wygląda to źle - oszacowała rzeczowo.
- Ale wy jesteście głupi - westchnął Hook. - Przecież oddycha - wskazał na unoszącą się klatkę piersiową chłopaka. - Ale ma szczęście. Kto kąpie się w ubraniu?
Czarnoskóry chłopak zmrużył oczy, a przez jego twarz przemknął dziwny grymas. Budził się. Jak na znak cała czwórka odskoczyła w tył, a Lock wylądował w wodzie, płosząc Shelldera. Ty też dla pewności zrobiłaś krok w tył. Z czekoladą nigdy nic nie wiadomo. Chłopak otworzył złociste oczy i usiadł. Przyglądał się miejscu, w którym się znalazł, jakby próbował poskładać swoje wspomnienia. Nie zdawał sobie sprawy z waszej obecności. Przynajmniej dopóki nie rozejrzał się wokoło i was nie spostrzegł. A wtedy cichą plażę rozdarł krzyk, a wszystkie Wingulle spłoszone, uleciały w głąb oceanu.
So come with me where dreams are born and time is never planned. Kkk_by_letismallord-d63gvhr
Powrót do góry Go down
Piotruś Pan

Piotruś Pan


Liczba postów : 18
Dołączył : 20/06/2019

So come with me where dreams are born and time is never planned. Empty
PisanieTemat: Re: So come with me where dreams are born and time is never planned.   So come with me where dreams are born and time is never planned. EmptySro Cze 26, 2019 2:44 pm

Dorośli nie mają pojęcia. Nie są w stanie sobie tego nawet wyobrazić i nie chcieliby o tym słuchać. Z moimi rodzicami rozmowa zakończyłaby się w chwili wypowiedzenia słowa na "m". Przypominało mi to zawsze sytuację z domu Dursleyów, gdy najwięksi mugole stąpający po uniwersum karali Harrego  za napomknięcie o czymś niesamowitym. Lubiłam o tym czytać. O lataniu, zaklęciach, magicznych stworzeniach spełniających życzenia. Nie były to pozycje aprobowane przez mamę i tatę, więc robiłam to w ukryciu. Często zastanawiałam się jacy byli rodzice, kiedy byli w moim wieku i nie przychodziło mi do głowy nic, poza dziesięciolatkiem z krawatem zawiązanym pod szyją. Sprawiali bowiem wrażenie, że nigdy nie byli dziećmi. Nigdy nie myśleli podobnie do mnie. Nigdy nie sięgali po książki inne, niż naukowe i nigdy nie wyobrażali sobie jak to jest oderwać stopy od ziemi na dłużej, niż kilka sekund. Jak jest czuć na policzkach chłodny powiew wiatru, zderzyć się z koroną drzewa lub przecinać w powietrzy klucz Swann.
Nie mieli o tym pojęcia.. I nigdy się pewnie nie dowiedzą. Sama nie potrafiłabym tego dokładnie wyjaśnić. Mogłabym tylko określić to uczucie jako magiczne.
Czas uzupełnić zapasy, pomyślałam kiedy poczułam, że moc pyłku słabnie. Nie raz i nie dwa zdarzyło mi się o tym zapomnieć, przez co lądowanie nie należało do najprzyjemniejszych. Było przynajmniej zabawnie.
Tym razem udało mi się dołączyć do mojej drużyny pierścienia bez kraks. Byłam podekscytowana ich znaleziskiem i nie mogłam się doczekać, by je zobaczyć. Jeśli zebrało się zoo to musiało być to coś poważnego, prawda? Tak poważnego jak...
- Nowy? - Wypowiedziałam na głos, choć więcej od zwierzaków nie mogłam się pewnie dowiedzieć. Wiedziały pewnie tyle, co ja. Ktoś po prostu się pojawił, zupełnie jak ja pewnego dnia. Może również wypowiedział życzenie? Pragnął zostać dłużej dzieckiem? Chciał wyrwać się do innego świata, a może... Po prostu pochodził z innej części Nibylandii? Podejrzany był. Póki co trzeba było zachować dystans i nie trzeba było tego nawet mówić. Wszyscy odskoczyli. Wyrwało mi się nawet ciche parskniecie na widok, w jaki zrobił to Lock.
Wróćmy do podejrzanego. Pierwsze wrażenie? Głośny. Czworo ludzi w strojach zwierząt i jedna nibyindianka nie mogli być tacy straszni. Prawda? Złapałam w międzyczasie jeden z kijów leżących na plaży i wymierzyłam nim w naszego gościa. Nie było to specjalnie grzeczne, ale gdyby to był miecz to wyglądałoby całkiem fajnie! Stałam najbliżej ze wszystkich, trzeba było się rozeznać w sytuacji.
- Myślicie, że zna nasz język? - Zawróciłam się do grupy, bo wyglądał tak nie bardzo. Postanowiłam jednak zaryzykować.
- Kim jesteś? Skąd się tu wziąłeś? - To całkiem zabawne, bo pewnie nie miał pojęcia w jaki sposób.


Ostatnio zmieniony przez Piotruś Pan dnia Sro Cze 26, 2019 9:16 pm, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Go down
Chmurek

Chmurek


Liczba postów : 1058
Dołączył : 27/02/2019

So come with me where dreams are born and time is never planned. Empty
PisanieTemat: Re: So come with me where dreams are born and time is never planned.   So come with me where dreams are born and time is never planned. EmptySro Cze 26, 2019 8:45 pm

Chłopak zamilkł, zwróciwszy uwagę, że początkowo kompletnie zignorowaliście jego i jego wrzaski. Zgromadzeni w ciasny okrąg naradzaliście się, kim też może być nieznajomy i czy będzie w stanie ich zrozumieć. Co chwila któreś z was unosiło głowę i sprawdzało czy obcy nadal stoi w miejscu.
- Nigdy go tutaj nie widziałam - stwierdziła hardo Jossie. - A znam na tej wyspie każdą parszywą buźkę - dodała, idealnie naśladując Kapitana Fooka.
- On wcale tak nie mówi - zaoponował niepewnie jej brat, ściskając w rączkach zielony pokeball, z którym nigdy się nie rozstawał i czasem tylko on mógł go uspokoić.
- Masz rację, przeważnie jest zbyt zajęty rozpruwaniem małych, bojaźliwych chłopców - zarechotał Lock, drocząc się z młodszym kolegą, którego oczy wypełniły się łzami. - Beksa z ciebie i tyle - skwitował.
- Nie chciałbym przerywać waszego polemizowania, ale Nietutejszy odizolowuje się - wtrącił Hook, poprawiając niewidzialne okulary. Wszyscy spojrzeli na niego nie rozumiejąc ani jednego słowa. Westchnął z irytacją, przewracając oczami. - Ten dziwny, czarny chłopak idzie w głąb wyspy.
Jak na znak wszyscy unieśli głowy i przerwali okrąg, w samą porę, aby zobaczyć jak czarnoskóry chłopak oddala się, rozglądając się na bok, aby rozeznać się w terenie. Obserwował miejsce bacznie niczym Murkrow. Zrobił jeszcze jeden krok po czym ... zniknął. Ziemia rozstąpiła się pod nim, połykając go w całości. Na twarzach dzieci malowało się zdziwienie. Na twarzy wszystkich poza Jossie. Ona spłonęła rumieńcem i chytry uśmiech zagościł na jej dziewczęcej twarzyczce. Odgarnęła za ucho kosmyk włosów.
- Zdaje się, że to była moja pułapka na Beweara.
Jass spojrzał na siostrę z autentycznym przerażeniem w oczach. Nie wiedzieć co szokowało go bardziej. Fakt, że dziewczyna polowała na pokemony w tajemnicy przed nim czy to, że na ofiarę wybrała sobie jednego z najbardziej niebezpiecznych istot na świecie.
Podbiegliście do brzegu głębokiego dołu, gdzie wreszcie mogłaś zadać dręczące cię pytania. Pochyliłaś się na dołem, gdzie na ziemi siedział skulony chłopczyk, pociągając nosem i powstrzymując łzy. Wyglądał jak siedem nieszczęść, a na jego kolanie pojawiło się nowe zadrapanie. Kiedy przemówiłaś, obcy nawet na ciebie nie spojrzał. Przycisnął tylko czoło go kolan i rozpłakał się.
- Mazgaj - podsumował Hook.
- Sam jesteś mazgaj - odparował nieszczęśnik, spoglądając na was opuchniętą, zapłakaną, ciemną twarzyczką, z której jednak w dalszym ciągu wyziewała duma. - Jestem Kenda! I nie wiem skąd się tutaj wziąłem ... byłem na statku, była burza, a kiedy się ocknąłem zobaczyłem was, dziwadła - rzucił dziarsko.
- Kogo nazywasz dziwadłem!? - podwinęła rękawy Jossie, gotowa rzucić się w dół i sprać go na kwaśne jabłko. - Powtórz to, no powtórz! - podżegała.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





So come with me where dreams are born and time is never planned. Empty
PisanieTemat: Re: So come with me where dreams are born and time is never planned.   So come with me where dreams are born and time is never planned. Empty

Powrót do góry Go down
 
So come with me where dreams are born and time is never planned.
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Lost in time
» There is Always a Time for Revenge
» Can you get over me? I want to erase memories each time
» Destroy the middle, it's a waste of time

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
PokeKingdom :: Stare przygody-
Skocz do: