Makoto Kino/19yo./Kanto, wioska niedaleko Vermilion/team Mystic
CHARAKTER I APARYCJAMako jest osobą dość pozytywną. Trudno zaszczepić jej jakieś ponure myśli, aczkolwiek kiedy ma zły humor... lepiej nie zbliżać się do niej zanadto. W każdym razie, stara się kierować optymistycznym nastawieniem wobec świata. No, przynajmniej wobec ludzi, bo wobec stresowych sytuacji zawsze zakłada najgorsze scenariusze. Wiadomo, jak coś poszło nie tak to zawsze może być jeszcze gorzej; niebezpieczeństwa czyhają wszędzie!
Niby łatwo ją polubić, ale trudniej z przywyknięciem do niektórych jej zachowań bądź przyzwyczajeń. Bo udziwnień, przejawiających się w ten czy inny sposób, kryje się w tej osóbce wielość.
To dobra kobieta jest. Bardzo opiekuńcza w stosunku do innych. Słabszym krzywdy zrobić nie pozwoli. Ale żadna z niej Matka Teresa; jest bardzo niecierpliwa i łatwo wyczerpać jej dobrotliwość. Co za dużo to niezdrowo.
Nieco bezmyślna w sprawach własnego zdrowia. Nie zwraca uwagi na sygnały wysyłane przez ciało, a na dodatek zdaje się tłumić w sobie wszelakie instynkty samozachowawcze - zgodnie z zasadą: tam gdzie zagrożenie, tam zabawa! Obce jest jej znaczenie słowa strach, choć jakieś tam lęki posiada - jak każdy - z tym, że tłumi je w sobie. Nie jest to najrozsądniejszy sposób na radzenie sobie z przeciwnościami losu...
Mako, jako osoba przyzwyczajona do nagłych zwrotów akcji, najpierw robi, później zaś myśli. Wiele czynności wykonuje wręcz intuicyjnie, bez większego zastanowienia. Czasami się sprawdza, czasami nie. Zależy od szczęścia. No tak, ale gdyby Mako miała dokonać wyboru odpowiednich produktów w sklepie... nie byłoby już tak łatwo. Kiedy ma czas, woli wszystko przeanalizować.
Ma duże ambicje. I można powiedzieć, że jest osóbką pracowitą..., ale gdzieś tam w jej wnętrzu drzemie wybitny leń.
Bardzo lubi mówić. Rozmawiać. Rozwodzić na przeróżne tematy. Od filozoficznych rozmyślań aż po jakieś przyziemne pierdoły.
Jest bardzo szczerą i bezpośrednią kobietką. Jak coś jej na sercu leży to skora jest podzielić się tym z otoczeniem. Nie przypadłeś jej do gustu? Zapewne po chwili się o tym dowiesz.
Nastawienie do danej osoby zmienia się u niej diametralnie. Pierwsze wrażenie nie jest więc takie ważne, bo Mako może zacząć od tego, że Cię lubi, ale gdy podpadniesz jej w jakiejś kwestii... trudno będzie wrócić do pierwotnego stanu rzeczy.
~*~
Nie jest ani porywająco piękna, ani nadzwyczaj brzydka. Za swoją największą wadę uważa przerwę między zębami - choć mimo to i tak często się uśmiecha - a resztę jest w stanie zaakceptować.
Włosy są dość niesforne. Falowane - czasem kręcone, gdy powietrze jest wilgotne - w kolorze głębokiego. Względnie długie, sięgają za łopatki. Oczy barwy bursztynu. Widoczne sińce pod oczami. Im mniej śpi tym bardziej stają się dostrzegalne - logiczna zależność. Wystające kości policzkowe. Brak w jej twarzy jakichś charakterystycznych cech. No, może wspomnianą już przerwą między jedynkami. Och, no i kiedyś miała kolczyki poniżej dolnej wargi, więc jakby się tak bardzo bardzo dokładnie przyjrzeć to można dostrzec zabliźnienie.
Karnację ma jasną. Jest bardzo blada. Wynika to z uwarunkowania genetycznego. Ot, rodzinna przypadłość. Nie może za wiele czasu spędzać na letnim słońcu bez odpowiedniego zabezpieczenia, bo się bidula sparzy. Głowa osadzona jest na długiej i smukłej szyi. Zresztą, Mako cała jest długa i smukła. Na szczęście nie przesadnie, dzięki czemu proporcje ciała nie wydają się dziwacznie rozciągnięte. Może się poszczycić figurą wieszaka na ubranie. Ani to biustu nie ma, ani nic... Chucherko. Wysportowane chucherko, można nadmienić, bo trochę kondycji to to jeszcze ma.
Pod warstwą ubrań skrywa tatuaż/znamię - liczbę 03 wyrytą na ramieniu od urodzenia.
Co do ubioru to da się go określić jako dziewczęcy. Zwiewne, długie sukienki - to lubi najbardziej. Przywdziewa je na wycieczki po mieście. Na dłuższe podróże ubiera się praktyczniej - spodenki, bluzka, bolerko. Choć nie zawsze tym schematem.
BIOGRAFIABył dwudziesty piąty dzień grudnia, czas Świąt. Tak srogiej zimy, jaka wtedy skuła lodem i mrozem ziemię, nie pamiętali najstarsi ludzie. W zasypanej przez padający nieustannie śnieg, położonej wśród wzgórz dolinie, skrywała się niewielka wioska, zamieszkiwana przez plemię Kino. Jego członkowie, odziani w ciepłe stroje, jak co roku wylegli na ulice, by razem móc cieszyć się i śpiewać bożonarodzeniowe kolędy wokół ogromnej, przystrojonej w bombki i łańcuchy choinki. Święta stanowiły jeden z niewielu okresów w roku, kiedy mogli pozwolić sobie na tego typu zachowania. Zazwyczaj, ze względu na wrodzoną przezorność unikali hałasu i rozgłosu sądząc, że im mniej osób wie o ich istnieniu, tym lepiej. Niestety, rozbawieni członkowie klanu nie spodziewali się nawet, że ten dzień okaże się dla nich niezwykły nie tylko ze względu na świąteczne uniesienia...
*
Powoli, torując sobie drogę pośród ogromnych zasp, czworo wędrowców kierowało się w stronę świątyni. Szczelnie osłonięci przed wiatrem, skrywali twarze pod kapturami długich, czarnych, powłóczystych peleryn. Poruszali się bezszelestnie, śnieg tłumił ich kroki. Przez większość marszu żaden z nich nie odezwał się nawet słowem, jednak w pewnym momencie zaczęli rozmawiać. Najniższy z trójki wędrowców, ogarnięty nagłymi wątpliwościami, powiedział:
- Nie możemy tego zrobić! Skazujemy go na śmierć! Jak wy możecie!
-Za chwilę zobaczysz, jak - w głosie najwyższego czuło się spokój, a nawet lekką satysfakcję. - Macie szczęście, że otrzymaliście szansę naprawy swych błędów. Jeśli się zawahacie - mówiąc to przeszył spojrzeniem obu towarzyszy - spotka was taki sam los, jak ich.
- Chcesz mnie zastraszyć?! Nie licz na to! Udajesz wiernego sługę, ale gdzie byłeś, kiedy nasz Pan naprawdę nas potrzebował? Tylko ja nigdy się go nie wyparłem.
- A co do dzieciaka - trzeci włączył się do rozmowy - stary go nie zabije, to sprzeczne z jego zasadami. Jeśli tylko dobrze zagramy swoje role, mały powinien być bezpieczny.
Trzyletni chłopiec, o którym była mowa, szedł powoli za swoimi opiekunami, niezdolny utrzymać wymaganego tempa. Wiatr smagał go po policzkach i wywoływał dreszcze na całym ciele, gdy przedzierał się przez jego lichy płaszczyk. Zaraz też zaczęło mu burczeć w brzuchu. Nie mogąc się już dłużej opanować, zaczął przeraźliwie płakać. Wędrowcy natychmiast się odwrócili.
- Ucisz go jakoś! - wrzasnął do tego niższego Josuke - jeśli zaraz się nie zamknie, ktoś może nas zauważyć!
Mężczyzna wziął dziecko na ręce, chroniąc je przed zimnem w swoich ramionach. Zmęczony malec prawie natychmiast zasnął. Resztę drogi spędzili w milczeniu. Najniższy z wędrowców nie odważył się już nawiązać dialogu. Marsz pośrod ośnieżonych szczytów drzew, zasp, jezior pokrytych lodową taflą minął mu zaskakująco szybko. Trójka zakapturzonych osobników stanęła na szczycie wzgórza. W oddali majaczyła ledwie widoczna pośród śnieżycy wioska.
- Osada klanu Kino. Psów i zdrajców. Zobaczymy, jak zareagują na nasz mały prezent. - powiedział, patrząc na dziecko i wyszczerzając zęby w szyderczym uśmiechu.
Po tych słowach cała czwórka skierowała się w dół wzniesienia, do położonej w wiosce świątyni.
**
Wędrowcom udało się podejść do bram budynku tak, by nikt go nie zauważył. Czekając, aż ktoś im otworzy, wsłuchiwali się w dźwięk dzwonu.
W końcu wrota rozwarły się. Ich oczom ukazał się wysoki, postawny młodzieniec.
- My do Hirokiego Kino, chcemy zostawić to dziecko pod jego opieką. - Josuke nie silił się na grzecznościowe formułki.
Chłopak natychmiast obrócił się na pięcie i pobiegł po przełożonego. Wrócił po chwili, wraz z staruszkiem niewielkiego wzrostu. Kapłan bacznie przyglądał się przybyszom, ale nie rozpoznał ich w twarzach osłoniętych kapturami.
- Witaj, Panie - w głosie Josuke dało się wyczuć przy tych słowach pewną ironię - przyjmij, proszę chłopca i mu mieszkać w świątyni. To sierota, znaleźliśmy go błąkającego się na mrozie. Czuliśmy się zobowiązani odprowadzić go tutaj - wypowiedź została zakończona sztucznym, wymuszonym uśmiechem.
Stary nie do końca wierzył w historyjkę podróżników, wydali mu się oni podejrzani. Postanowił jednak zabrać od nich dziecko. Po pierwsze, nie mógł odmówić, obyczaj nakazywał przyjmowanie wszystkich niechcianych dzieci do świątyni, a po drugie nie chciał zostawiać chłopca na pastwę tych typów. Kazał więc pomocnikowi wziąć na ręce śpiącego małego i zanieść go do łóżka, a kiedy się obudzi nakarmić.
- My niestety nie będziemy mogli zostać - ciągnął zakapturzony, wyprzedzając pytanie - i tak straciliśmy już sporo czasu. Pragniemy jeszcze tylko przekazać to - w tym momencie wyciągnął w kierunku starca rękę z medalionem - znaleźliśmy to przy dziecku. Niewiele o nim wiemy, poza tym, że ma na imię Sōichirō. Więcej nie udało nam się z niego wyciągnąć.
Chwilę jeszcze rozmawiali, dyskutując o losach sieroty. W pewnym momencie najniższy z wędrowców, wiedziony ciekawością, zapytał:
- Dlaczego biją dzwony, Panie? Przecież zawsze można je było usłyszeć tylko w wyjątkowych okazjach?
Towarzysze obrzucili go ostrymi spojrzeniami, mieli przecież szybko się oddalić nie zadając zbędnych pytań. Kapłan zbyt się jednak rozpromienił by to zauważyć, zaraz poinformował ich o fakcie, którym żyła od rana cała wieś: to właśnie dziś przyszła na świat córka wodza plemienia i jego wnuczka, Makoto. Mężczyźni złożyli więc życzenia i oddalili się pośpiesznie, by przekazać swemu Panu ważną nowinę.
***
Mamoru Kino, przywódca swego rodu, czekał niecierpliwie na narodziny pierworodnego dziecka. Czas spędzony na oczekiwaniu wydawał mu się wiecznością. W końcu jednak drzwi otwarły się i wpuszczono go do pokoju w którym rodziła żona. Mężczyzna podszedł do niej, z każdym krokiem coraz bardziej zaniepokojony. To, co zobaczył, napawało go przerażeniem.
- Staraliśmy się, naprawdę chcieliśmy pomóc Pani Michiru, ale nie udało się... - kobieta asystująca przy porodzie patrzyła na niego błędnym wzrokiem - umarła, poświęcając swe życie dla córeczki...
Patrząc na spokojną już, jakby pogrążoną we śnie żonę, Mamoru nie chciał słuchać żadnych wyjaśnień. Pragnął tylko zobaczyć dziecko. Córka stanowiła jego ostatnią deskę ratunku. Jeśli nie ona, oszalałby.
- Pokażcie mi dziecko - zarządził.
- Może jeszcze nie, Panie, teraz jesteś w szoku - na twarzach znajdujących się w pomieszczeniu ludzi malowało się przerażenie.
- Dajcie mi córkę i to już! - wykrzyczał. Po chwili kobieta drżącymi rękami podała mu małe zawiniątko.
Mężczyzna przyglądał się dziecku. Po chwili przyszedł następny szok.
- Co, co to jest... Tatuaż... Znamię, to przeklęte znamię... Moja żona zginęła, ratując tę bestię...
Wszyscy wokół starali się go uspokoić jednak mężczyzna nie słuchał.
- Trzeba ją zabić! Jeśli tego nie zrobimy, zginiemy wszyscy! Moja żona jest jej pierwszą ofiarą!
Totalnie oszołomiony, wyciągnął z kieszeni nóż, ktoś jednak szybko wyrwał mu go z ręki.
- Opanuj się, Panie... Makoto musi żyć. Takie było ostatnie życzenie Pani Michiru.
- Makoto - wycedził przez zaciśnięte zęby Mamoru. Oddał dziecko osobie stojącej obok, po czym zakrył twarz w dłoniach i gorzko zapłakał.
****
Dziewiętnaście lat później
W pierwszy dzień jarmarku odbywającego w położonym w Kanto Vermilion do miasta przybyło wielu gości, m.in. Makoto Kino. Towarzyszyli jej dziadek, Hiroki, a także jej najlepszy przyjaciel, Sōichirō Tenoh. Wszędzie wokół roiło się od spragnionych wrażeń trenerów, koordynatorów, hodowców. Osiemnastolatka spędzająca dotąd czas jedynie w swej maleńkiej rodzinnej wiosce nie widziała nigdy tak licznego i różnorodnego zgromadzenia.
Dziewczyna cieszyła się, że dostała pozwolenie na podróż tutaj, siedzenie samotnie w domu straszliwie już ją nudziło. Mieszkańcy klanu (w tym ojciec) nie chcieli mieć z nią kontaktu, traktowali ją jak powietrze. Mako próbowała zrozumieć ojca, w końcu bardzo kochał jej matkę, dziwiły ją jednak reakcje innych. Zdarzało się nawet podsłuchać rozmowę na swój temat, rozmówcy nazywali ją wtedy wiedźmą i napominali coś o jakiejś klątwie związanej z tatuażem. Wobec dziwnych reakcji na znak, jaki znajdował się na jej ramieniu, Kino zaczęła go po prostu ukrywać, dzięki czemu udawało jej się uniknąć przynajmniej części przykrych docinków. Jedynymi osobami, które ją tolerowały, wraz z wszystkimi jej dziwactwami, byli jej dziadek i Sōichirō, wysoki, inteligentny mężczyzna o błękitnych oczach, w którym Makoto najzwyczajniej w świecie się zadurzyła. Wprost uwielbiała takie chwile jak te, kiedy mogli spędzać razem beztrosko czas.
Na placu jeden obok drugiego stały kramy, wabiąc oko jaskrawą mieszaniną kolorów kształtów. Dookoła sprzedawcy zachwalali swoje towary, kupujący ostro targowali się o ceny, a wszelkiego autoramentu artyści - tancerze, żonglerzy, akrobaci i Pokemony - prezentowali swoje umiejętności. W powietrzu rozlegał się gwar.
Tenoh zauważył coś, co wyraźnie go zainteresowało: stoisko zapełnione różnego rodzaju książkami.
- Pójdziemy tam - Nie czekając na odpowiedź, złapał Kino pod ramię i pociągnęła za sobą.
- Nie - zaprotestowała szybko. Nie po to wyrywała się z wioski, żeby teraz musieć oglądać jakieś opasłe tomiska. - Nie - powtórzyła nie ruszając się z miejsca.
- Jak zwykle uparta - Sōichirō lekko ją uszczypnął - tym razem mnie nie przekonasz.
- Ciekawe, co tam jest? - odezwała się dziewczyna, pragnąc odwrócić jego uwagę, i pociągnęła go ku niewielkiemu kramikowi na końcu rzędu. Był mroczny, zamknięty na głucho. W pogodne, słoneczne popołudnie, kiedy wokół kipiało życie, ten cichy, ciemny kram rzeczywiście sprawiał dziwne wrażenie. Zaintrygowana Mako podeszła bliżej.
- Wejdźcie - odezwał się ze środka zachrypnięty głos.
Razem ostrożnie pchnęli drewniane drzwi, które lekko skrzypnęły, wpuszczając do mrocznego wnętrza słoneczne promienie. Przekroczyli próg. W powietrzu unosił się niezwykły aromat, mocny i słodki, przywodzący na myśl pitny miód. Na środku siedziała po turecku drobna kobieta odziana w luźną, ciemną szatę. Trzęsła się nieustannie, jednak jej oczy błyszczały, chytrze wpatrzone w gości.
- Co tu się sprzedaje? - zapytała, nie mogąc powstrzymać ciekawości, Makoto.
- Co się sprzedaje? - zarechotała staruszka - Coś, czego chcecie, lecz nigdy nie będziecie posiadać.
- To znaczy? - dopytywała, zaintrygowana.
- Coś, co jest już wasze, choć tego nie macie. Coś, co jest bezcenne, a co jednak można kupić.
- Ale co to jest? - zapytała ostro dziewczyna, zniecierpliwiona szaradami staruszki.
- Przyszłość. Wszystko, co będzie, a czego jeszcze nie ma.
- Ach, więc zajmujesz się wróżeniem! - Mako klasnęła w dłonie, szczęśliwa, że rozwiązała zagadkę. - Przepowiesz mi przyszłość.
Staruszka zawahała się, później jednak gestem nakazała usiąść obojgu na ziemi. Posłuchały. Kobieta ujęła dłonie Mako w swoje drżące ręce i utkwiła w niej niepokojące spojrzenie. Przemówiła po bardzo długiej chwili.
- Zuchwałe dziecko, jesteś tym, czym nie będziesz. Staniesz się tym, czym nie jesteś.
Nie miało to większego sensu, w każdym razie Mako go nie dostrzegała.
- Wyczuwam w tobie moce z zaświatów - ciągnęła tamta - posiadasz znamię, prawda?
Kino drgnęła, zaskoczona. Przyznała się jednak, a potem, mimo protestów towarzysza, pokazała tatuaż wróżbitce.
- Tego się obawiałam - kobieta poważnie się zaniepokoiła - dziecko, z pewnością nie masz pojęcia o tym, co teraz ci powiem. Wiedziałaś, że jesteś medium?
- Medium? Ale jak? - Kino wpatrywała się przerażonym wzrokiem w rozmówczynię.
- Tak jak myślałam... Nie powiedzieli ci... W takim razie ja jestem zmuszona to zrobić. Słuchaj mnie uważnie, od tego, co powiem, zależy twoje życie.
- Dosyć tego! - Tenoh chciał wyjść, zabierając ze sobą przyjaciółkę, ta jednak słuchała jak zahipnotyzowana. Starucha kontynuowała więc wypowiedź.
- Plemię Kino, z którego pochodzisz, skrywa tajemnicę. Sekret, o którym żadne z was miało się nigdy nie dowiedzieć... Wiele lat temu do wioski zamieszkiwanej przez klan przybyła para wędrowców z upadłego miasta. Oboje byli wycieńczeni, ponadto kobieta spodziewała się dziecka, więc nie odmówiono im, kiedy poprosili o schronienie. Kiedy wyzdrowieli, pozwolono im się tam osiedlić. Małżeństwo szybko zaaklimatyzowało się w nowym miejscu, wszyscy ich polubili. Gdy jednak kobieta urodziła bliźnięta, chłopca i dziewczynkę, wszyscy odwrócili się od nich. Panowało przeświadczenie, że narodzenie się bliźniaczego rodzeństwa przynosi nieszczęście i śmierć. Takie dzieci traktowano jak powietrze, nikt nie chciał się z nimi zadawać. Ludzie zaczęli gadać, szybko połączyli fakt upadku miasta i nienaturalnej, w ich mniemaniu, ciąży. Strach ogarnął wszystkich. Przywódca plemienia postawił przybyszom warunek: mogli zostać w wiosce, pod warunkiem, że zabiją bliźnięta...
- Mój ojciec kazał zabić niewinne dzieci... - Makoto nie mieściło się to w głowie.
- ... Mężczyzna bał się ponownej tułaczki, wiedział, co może się stać, jeśli dzieci przeżyją, postanowił więc wypełnić żądanie... Zabił córkę. Życie chłopca wisiało na włosku, jednak matka jakimś cudem zdołała go uratować. Podobno kiedy wróciła do domu zastała męża z zakrwawionym mieczem w ręku i widząc, co robi, siłą wyrwała mu go z ręki, ale to tylko niesprawdzone plotki. Faktem jest to, że następnego ranka rodziny nie było już w wiosce. Ich zniknięcie przyjęto z ulgą, przynajmniej do czasu, kiedy pojawiło się pierwsze medium...
- Jak to: "pierwsze"? Jest ich więcej? - zapytali niemal równocześnie.
- Okazało się, że śmierć, z racji tego, że przyszła tak tragicznie i gwałtownie, nie chciała opuścić wioski. Niektóre dzieci, które przychodziły tam na świat, miały na ramionach numery. Widziałam na własne oczy 01 i 02, ty jesteś następna... Masz numer 03 na ramieniu. Otóż w nich, to znaczy w was... Zamieszkały cząstki duszy tej dziewczynki. Gdy to odkryto, dzieci wyrzucono z wioski, zostały oddane na wychowanie obcym ludziom, którzy nic nie wiedzieli o ich niezwykłości.
- Czyli jestem nawiedzona... - Mako pobladła - to niemożliwe!
- Tatuaż, który mi pokazałaś, to najlepszy dowód. Skup się, jeśli dobrze wykorzystasz swoje połączenie z zaświatami, uzyskasz dodatkową moc. Będzie ci ona potrzebna w znalezieniu pozostałej dwójki.
- Kto powiedział, że mam zamiar ich szukać? - oburzyła się dziewczyna.
- Musisz, jeśli chcesz przeżyć. Masz do wyboru: albo ty zawładniesz cząstką duszy Hotaru, albo ona zawładnie tobą. Powinnaś natychmiast wyruszyć na poszukiwania. A ty jej w tym pomożesz. - powiedziała, zwracając się bezpośrednio do Sōichirō.
- Ale...
- Nie zaprzeczaj. Poznałam medalion twojego ojca.
- Ojca? Wychowałem się w świątyni, nie znam moich rodziców.
- Medalion należał do mężczyzny, który mieszkał w wiosce. Do ojca Hotaru. Twojej siostry...
- Że niby ja mam być tym zaginionym bliźniakiem! Nie wierzę w te brednie! - zerwał się z miejsca. Na znak protestu chciał pozbyć się naszyjnika, ale kiedy dotknął go, ten zaczął promieniować jasnym, ciepłym światłem.
- Poznaliście prawdę, więc nie ma już odwrotu. Musicie sprostać przeznaczeniu: odszukać pozostałą dwójkę i razem z nimi zamknąć rozszczepione części duszy Hotaru w medalionie.
Tenoh spojrzał zrezygnowanym wzrokiem na staruszkę. Czuł, żeby tu nie wchodzić...
- Jeszcze jedna rada od starej kobiety - wróżbitka najwyraźniej nie chciała dać im spokoju - nie proście nikogo o pomoc i starajcie nie rzucać się w oczy. Członkowie Bractwa Śmierci tylko czekają na takie sygnały z waszej strony. Założyli to stowarzyszenie, kiedy dowiedzieli się, że dusza Hotaru nie umarła. Widocznie mają swych szpiegów również wśród plemienia... Za priorytet stawiają sobie wskrzeszenie dziewczyny w dorosłym ciele i dokonanie jej rękami zemsty. Przewodzi im Josuke, bezlitosny człowiek.
- Co musimy zrobić najpierw? - zapytał .
- Wykorzystać wasze moce i umiejętności, by dotrzeć do miasta, z którego wyruszyli twoi rodzice, Sōichirō. Być może tam kryje się jakiś ślad...
*****
Następnego dnia po powrocie z jarmarku Makoto i Sōichirō opuścili wioskę. Powiedzieli wszystkim, że udają się w podróż, by poznać świat Pokemon, co było zresztą częściowo zgodne z prawdą, nikomu jednak nie wspomnieli o swym głównym celu...
DODATKOWE INFOTowarzysz:
Sōichirō Tenoh wychowanek klasztornego sierocińca w wiosce zamieszkałej przez klan Kino. Jego siostra bliźniaczka zginęła z ręki ich ojca. Chłopak jest dość inteligentny, sprytny, potrafi wykorzystywać swoją wiedzę w praktyce. Pesymista, zastawiony cynicznie do otoczenia. Nigdy nie odmówi walki, zawsze uwielbiał rywalizować z innymi. Nie przepada za facetami, którzy mają powodzenie u dziewcząt. Chce nauczyć się korzystać z medalionu i wykorzystać więź łączącą go z siostrą, by pomóc Makoto.
Kiedyś znalazł w lesie rannego Bulbasaura i zaopiekował się nim. Stworek zaufał mu i zgodził się na złapanie do Pokeballa. Tym samym został starterem Sōichirō.[/size]
Rywal :
Kenjiro TenohKenjiro ma w życiu dwa pragnienia: wskrzesić córkę i zemścić się na klanie Kino. W dążeniu do realizacji tych celów potrafi posunąć się do wszystkiego, m.in. każe wysłać swojego syna do siedziby wroga, licząc, że na mieszkańców wioski zacznie działać tzw. "klątwa bliźniaczych dzieci". Oficjalnie zgrywa dobrodusznego gentlemana, ale tak naprawdę to człowiek pozbawiony wszelkich skrupułów. Pod wpływem traumy związanej z śmiercią dziecka zmienił się na gorsze. Syn nic dla niego nie znaczy. Kenjiro jest założycielem Bractwa Śmierci, kieruje nim poprzez swoich ludzi, m.in. Josuke Kaio. To prawa ręka Kenjiro, pomaga mu w realizacji szemranych interesów, dowodził m. in. akcją przerzucenia Sōichirō do wioski. Przebiegły, uwielbia poczucie władzy i kontroli nad słabszymi od siebie. Gra ślepo oddanego swemu Panu, Kenjiro, chociaż gdyby tylko mu się to opłacało, wydałby go przy pierwszej lepszej okazji. Nie toleruje nieposłuszeństwa.