- Niewątpliwie, istnieją stworzenia groźniejsze od wilkołaków. Może i ja jestem dla ciebie potulnym szczeniaczkiem, ale nie wrzucaj wszystkich do tego samego wora. Wilkołaki spoza watahy na pewno nie byłyby dla ciebie takie miłe jak ja, czy Hayley - ostrzegł cię, nie rozwodząc się jednak zbytnio nad tymi większymi niebezpieczeństwami. Czyżby mówił o twoich rodzicach? Spotkał ich osobiście i wiedział na ich temat coś więcej? A może mówił o czymś kompletnie innym?
- Jestem Derek. I można powiedzieć, że tutaj stacjonuję. Przecież miałem cię odstawić w bezpieczne miejsce, gdyby żyły tutaj jakieś mało gościnne wampiry, na pewno byśmy tutaj nie zostali - rozwiał twoje obawy odnośnie domowników, ściskając twoją dłoń w geście zapoznania. Jego uścisk był silny, ale na szczęście krótki. W tym samym momencie wbiegła do środka zdyszana Hayley. Jej ubrania były poszarpane i była ubrudzona krwią, ale na jej ciele nie było żadnych większych ran. Miała co prawda kilka zadrapań, z których sączyła się krew, ale nie mogło z nich wytoczyć się tyle krwi, na ile wskazywały plamy na ubraniach.
- Większość wampirów, która tutaj mieszkała już nie żyje, nie strasz niepotrzebnie dziewczyny, Derek. To mój dom - sprostowała kobieta, siadając na fotelu, żeby złapać chwilę oddechu. Mogło cię zastanowić, jakim cudem słyszała waszą wcześniejszą rozmowę, skoro dopiero co weszła do środka?
- Co z Mary? Udało się wam ich pokonać? - zapytał Derek, podchodząc bliżej do kobiety. Jego twarz była ściągnięta, jakby przygotowywał się na usłyszenie najgorszej wersji wydarzeń.
- Lycanroc i Tyler się nią zajęli, ale nie jest w najlepszym stanie. Udało nam się ich przegonić, ale to kwestia czasu, zanim wrócą. Nasza wataha jest zbyt osłabiona, żeby odpierać kolejne ataki. Kolejni zaczynają chorować - Hayley mówiła do was przejętym głosem. Tak, do was. Mimo, że nie za bardzo wiedziałaś, o co w tym wszystkim chodzi, nie wykluczała cię z tej rozmowy. Spojrzała na ciebie, a w jej wzroku mogłaś dojrzeć bezradność. Kobieta widocznie cierpiała, nie mogąc pomóc najbliższym.
- Kolejni? To nie może być przypadek, ci cholerni łowcy nas zarażają! - mężczyzna się uniósł, wyciągając dość pochopne wnioski z tego, co powiedziała kobieta.
- Nawet jeśli, używają do tego czegoś innego niż wilczego ziela. Nie mam pojęcia, co to może być - Hayley nie zaprzeczyła przypuszczeniom Dereka, ale też nie za bardzo wiedziała, jak je potwierdzić. - Wybacz Anabell, na pewno masz dużo pytań. Dotarliście na miejsce bez większych przeszkód? Jeśli czegoś potrzebujesz, korzystaj ze wszystkich wygód, jakie ma do zaoferowania ten dom.